Zrzucili też nastolatka z siedzenia, bez żadnego powodu. - Myślałam, że kierowca wezwie przynajmniej policję. Nie doczekałam się jednak. Gdy wreszcie sama się odezwałam, usłyszałam: nie gap się babciu, bo ci spadną okulary! - mówi mieszkanka Trzebini, która codziennie korzysta z komunikacji miejskiej. Tę samą relację z feralnego kursu autobusem przedstawiły nam dwie inne osoby. Pasażerowie nie mają pretensji o to, że kierowca sam nie rozprawił się z trójką wyrostków. Rozumieją, że mógł się bać. Nie mogą jednak pojąć, dlaczego nie zadzwonił na policję. Tak jak nie mogą zrozumieć, czemu nikt poza nimi - w autobusie pełnym ludzi - nie zareagował na to, co się działo. - Ludzie udawali, że nic nie widzą, tak jak kierowca, który na pewno ma telefon komórkowy. Czemu go nie użył? Prezes związku komunikacyjnego powinien bardziej interesować się bezpieczeństwem podróżujących zamiast mówić, że minibusy odbierają mu pasażerów, przez co spada sprzedaż biletów. Ludzie sami wolą jeździć minibusem, bo tam nic takiego ich nie spotka - dodaje mieszkaniec Trzebini. Prezes zarządu związku komunikacyjnego Tadeusz Gruber nie chce komentować tych rewelacji i domaga się konkretów. Chce znać dokładną datę i godzinę kursu oraz linię, by móc wyjaśnić te kwestie z przewoźnikiem. Pasażerowie nie chcą jednak ukarania kierowcy. Chcą tylko wiedzieć, czy płacąc za bilet mają też zapewnione bezpieczeństwo przejazdu, czy też są zdani wyłącznie na siebie. - Oczywiście, że kierowca jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo pasażerów. Nie mogę jednak nikogo zmusić do tego, żeby wyszedł do grupy agresywnych wyrostków i ryzykował. Pani by wyszła? Na pewno, gdy dochodzi do przypadków agresji czy dewastacji, kierowcy wzywają jednak policję. Mnie zastanawia co innego, gdzie są rodzice tych nastolatków, szkoła i Kościół?! - pyta retorycznie Tadeusz Gruber, prezes zarządu ZK "KM". LIZ