Sporo tam kierowców, którzy umieszczają na samochodach logo łudząco podobne do tych z dużych korporacji. Jeśli się dadzą nabrać, słono za to zapłacą. Proceder ten zaś kwitnie, bo choć są przepisy zabraniające takich praktyk, urzędnicy nie kwapią się, by je wyegzekwować i ukarać winnych. Korporacją, pod którą podszywają się niezrzeszeni w korporacjach taksówkarze jest np. popularna "Dwójka". Jej charakterystyczne, niebiesko-białe logo z czerwonym numerem wykorzystała firma Radio Taxi Super. Zmieniła tylko dwie ostatnie cyfry numeru i podpis pod spodem. Wszystko inne - kolory, krój czcionki, rozmiar - są takie same. Sprawdziliśmy - bardzo łatwo się nabrać i sporo za to - na dodatek - zapłacić. Szefowie Radio Taxi Super nie mają poczucia winy czy naruszenia zasad. - Nie zrobiliśmy podobnego logo celowo. Przecież numery się różnią - argumentuje Waldemar Galos, prezes Radio Taxi Super. I upiera się, że stawki ma identyczne jak korporacje - 2,30 zł za kilometr! To jednak nieprawda! Sprawdziliśmy to na własnej skórze. Za kurs z ul. Siennej do akademików na Czyżynach z Radio Taxi Super (7 km) zapłaciliśmy 32 złote - 3 zł za każdy kilometr plus 8 zł za "trzaśnięcie drzwiami". Za kurs w drugą stronę, dłuższą trasą (7,6)km z "Dwójką" - 26 zł (2,3 zł/km plus 5 zł). Wyższe ceny nie są niezgodne z prawem, jednak już używanie łudząco podobnych znaków firmowych - tak. Zabrania tego uchwała Rady Miasta Krakowa z 2004 roku. Ta praktyka oburza korporacje radiowe. Taksówkarze przyznają, że dzwonią do nich stali klienci z pretensjami. - Mówią, że wsiedli do naszej taksówki i zapłacili 10 zł więcej niż zwykle - opowiada Wiesław Bednarczyk, wiceprezes radio Taxi 2. - Potem się okazuje, że zobaczyli znajome logo i wsiedli do taksówki innej firmy - dodaje. Podobny problem ma korporacja Mega Taxi. - Konkurencyjna firma "Megan" uż ywa niemal identycznego znaku, zmienili tylko jedną literę, więc zastrzeżenie znaku towarowego nic nam nie dało - przyznaje Piotr Wąsiel, współwłaściciel Megi. Przyznaje, że "podróbkarze" są bezkarni. Taksówkarze korporacyjni podkreślają, że ta praktyka psuje im opinię. Według nich, to nieuczciwa konkurencja i żerowanie na naiwności klientów. Zwracali się w tej sprawie do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, Straży Miejskiej i magistratu. Bez skutku. W urzędzie o podobnych praktykach wiadomo nie od dziś. Wiesław Szanduła, kierownik w wydziale ewidencji pojazdów UMK przyznaje, że wielokrotnie taksówkarze się na to skarżyli. - Dzieje się tak, bo kierowcy chcą przyciągnąć klientów. Te 15 proc. niezrzeszonych walczy o rynek, korzystając z zaufania, jakim u klientów cieszą się korporacje - podkreśla. Mimo to wydział nic w tej sprawie nie zrobił. - Wszędzie słyszeliśmy to samo - logo konkurencji nie jest identyczne, poza tym to nie ich kompetencja - irytuje się Bednarczyk. Przyznaje, że Straż Miejska nie karze tego procederu, powołując się na niejasność przepisów. Uchwała Rady Miasta mówi bowiem o wprowadzaniu w błąd klientów przez stosowanie m.in. znaków graficznych, ale nie mówi kiedy zaczyna się owo wprowadzanie. Szanduła tłumaczy, że doprecyzowanie prawa nie jest kompetencją jego wydziału. - Niech to zrobi sąd - mówi. Naciskany jednak przez nas obiecuje, że kierownictwo wydziału się tym zajmie.