Huśtawka nastrojów towarzysząca spotkaniu od pierwszego gwizdka, osiągnęła wówczas taką amplitudę, że emocji starczyłoby na obdzielenie kilku ligowych spotkań... By utrzymać się w fotelu lidera Stalprodukt BKS mógł sobotni mecz z wiceliderem nawet przegrać - ale maksymalnie 1 bramką, bo taką różnicą pokonał Unię u siebie. To był plan minimum, ale zwycięstwo wydawało się przecież także jak najbardziej wykonalne. Ba, po świetnych pierwszych 20 minutach bochnianie wspierani przez dopingującą ich głośno kilkudziesięcioosobową grupę kibiców z Bochni prowadzili nawet 4 oczkami (13:9), więc wyglądało na to, że wszystko ułoży się po myśli ekipy z Solnego Grodu. Ale chwilę wcześniej między słupkami tarnowskiej bramki stanął drugi bramkarz drużyny - o ironio losu, bochnianin - Maciej Wieczorek. I dziurawienie siatki przeciwnika nagle zaczęło zawodnikom BKS sprawiać trudność. Wieczorek jeszcze do końca tej połowy zdążył zaliczyć kilka udanych interwencji, a jego koledzy w ataku odrobili straty i doprowadzili do remisu 13:13, potem 14:14, by za chwilę wyjść na pierwsze w meczu prowadzenie 15:14. Bochnianie przed ostatnim gwizdkiem tej części gry zdążyli trafić (Zawada) i do szatni drużyny schodziły z identycznym dorobkiem bramkowym. Druga połowa to od początku niezwykle zacięta wymiana ciosów i ambitna gra z obu stron, często kończąca się dwuminutowymi karami za faule. W efekcie przez większość czasu obie drużyny grały zdekompletowane (czasem czwórką w polu) i pozostało się tylko zastanawiać, która z nich lepiej poradzi sobie w takich warunkach. W bocheńskiej bramce Guta zastąpił Węgrzyn, ale Jaskółki zaczęły osiągać minimalną przewagę nie ze względu na słabszą obronę BKS, ale bardziej z powodu fatalnych błędów, jakie zawodnicy popełniali w ataku oddając przeciwnikowi piłkę nawet bez rzutu! Kwadrans przed końcem BKS przegrywał 21:25 i wydawało się, że jest na deskach. Miejscowi kibice wiwatowali, przyjezdni nieco przygaśli. Ale tylko na moment. Bo za chwilę znów mogli z nadziejami oklaskiwać ambitnych bochnian na parkiecie. Na bramkę trener Kubala wpuścił trzeciego już bramkarza - Pukłę, który zaliczył kilka udanych interwencji, w ataku na prawym skrzydle przebudził się (wreszcie!) Charuza i na 10 minut przed końcem BKS zniwelował stratę do jednej bramki (25:26, 26:27), a w 52. min. celnym rzutem Chrabota doprowadził do remisu 27:27! Po hali niósł się doping bocheńskiej publiczności, która skandowała "BKS, BKS!". Za chwilę z przeciwnej strony także odżyli fani Jaskółek zdzierając gardła w okrzykach "Unia! Tarnów!". Kibice obu drużyn byli raz w niebie, raz w piekle, z powodu emocji mecz ciężko było obserwować na siedząco. W 54. min. Unia znów prowadziła dwoma bramkami 29:27 (wymagana przewaga dająca awans tarnowianom, a nie zespołowi z Bochni), ale za chwilę po bramkach Rybaka i Charuzy znów był remis 29:29. A już całkiem trybuna bocheńska eksplodowała ze szczęścia gdy po kolejnym trafieniu Rybaka BKS wyszedł na pierwsze w tej części gry prowadzenie 30:29 (potem jeszcze 31:30). Do końca meczu pozostawało około 2,5 minuty. Wspierana przez fanów Unia zdołała zdobyć dwie bramki pod rząd i odzyskała prowadzenie (32:31). I wtedy nastąpiło pierwsze ze zdarzeń, które śnić się będzie zawodnikom, trenerom, działaczom i kibicom z Bochni jeszcze bardzo długo. Na półtorej minuty przed końcem bochnianie mieli niebywałą szansę doprowadzenia do remisu, bo sędziowie podyktowali dla BKS rzut karny. Przez kilka sekund Chrabota z Wróblem decydowali, który z nich ma podejść do piłki. Zwykle karne rzuca Chrabota, ale w tym spotkaniu oprócz dwóch udanych prób, dwie także zmarnował. Wróbel tego dnia karnego wykonywał raz - z powodzeniem. Ostatecznie naprzeciw Macieja Wieczorka stanął bardziej doświadczony Chrabota i... górą był bramkarz Unii. Ale to jeszcze nie był koniec emocji. Bo po szybkim ataku tarnowian rzut, który dawałby im awans, fantastycznie wybronił Pukło i piłka znów była w posiadaniu bochnian. Do końca meczu pozostało tylko pół minuty. I wtedy nastąpił koszmar numer 2, który szczególnie dotkliwie będzie chyba nawiedzał Tomasza Wróbla, bo to po jego dziwnym podaniu kozłem BKS stracił piłkę nie oddając nawet rzutu. Na domiar złego próbujący ją od razu odebrać Chrabota faulował i wyleciał z boiska... Gospodarze mieli 27 sekund na wyprowadzenie akcji dającej awans. Waleczni i ambitni bochnianie zrobili wszystko, by przeciwnika nawet nie dopuścić do sytuacji strzeleckiej. Unici próbowali kilkakrotnie, ale udało im się dopiero równo z końcową syreną. Pukło rzut obronił, ale sędziowie odgwizdali faul i podyktowali rzut karny. To był koszmar numer 3. Kibice na trybunach zamarli. Zegar skończył odmierzać czas, teraz już wszystko było w rękach rzucającego Pawła Biesia i broniącego Michała Pukło. Reszta mogła tylko bezradnie obserwować ich pojedynek i czekać na to co się stanie. Gol oznaczał awans Unii, ewentualna obrona - awans BKS. Naprawdę trudno było wyreżyserować lepszy thriller... Bieś trafił, Unia oszalała ze szczęścia. Bochnia utonęła w smutku. To była dopiero pierwsza porażka BKS w tym sezonie, ale jakże ważna i jakże bolesna. Niby do końca zostały jeszcze dwie kolejki, ale obie drużyny grają z zespołami z dolnych rejonów tabeli i trudno spodziewać się jakichkolwiek potknięć. Wszystko na to wskazuje, że o awansie zadecydowała jedna bramka... W sobotę bochnianie przegrali, bo popełnili więcej błędów niż przeciwnik. Grali jednak ambitnie i walecznie, a obie drużyny walcząc bardzo sportowo wraz ze swoimi kibicami stworzyły fantastyczny spektakl. To była naprawdę piękna katastrofa... Stalprodukt BKS Bochnia - J. Gut, T. Węgrzyn, M. Pukło - K. Chrabota (11), M. Jacak (1), T. Charuza (5), P. Prysak (1), T. Wróbel (4), F. Pach (4), K. Rakoczy (2), K. Zawada (1), Ł. Rybak (2), P. Węgrzyn, P. Słowiak ZKS Unia Tarnów - M. Nowak, M. Wieczorek - P. Bieś (7), M. Niedojadło (5), M. Ogarek (1), T. Smosna (5), D. Michoń (4), M. Grzesik (1), S. Greczyński (3), P. Zaucha (7), 5 z karnych), B. Siedlik, Ł. Sztorc, M. Ziętkowski, G. Tokarski. Tomasz STODOLNY