Nieważne czy jest się uczniem I klasy gimnazjum, studentem uniwersytetu, emerytem albo osobą niepełnosprawną lub może pracującą w banku trzydziestolatką. Każdy za bilet w busie płaci w Krakowie tyle samo. Nie ma też co liczyć na bilety miesięczne czy roczne. Alicja Myszoń jeździ busami od lat. Mieszka w Wieliczce. Najpierw kursowała między domem a uczelnią, teraz między domem i pracą. - Ile mogłabym zaoszczędzić, gdyby busiarze oferowali studenckie zniżki i miesięczne bilety... - zastanawia się. - A tak dzień w dzień muszę mieć przygotowane w dłoni 2,50 na przejazd. Mało tego, często zdarza się, że płacę i nie dostaję biletu. Nie wiem, co później kierowca nabija na kasę fiskalną i czy w ogóle coś nabija. To rozbój w biały dzień. Ale nie mam wyboru - narzeka Alicja i wsiada do busa stojącego pod Pocztą Główną. Taniej nie pojedzie Zapytany o studencką ulgę kierowca jednego z busów sieci SK-Bus odpowiada zdecydowanie: - Przejazd do Wieliczki kosztuje 2,50. Nie ma żadnych zniżek. Po czym zapewnia: - Taniej nie pojedzie się w żadnym busie. I rzeczywiście, trudno jest znaleźć w mieście bus, który stosuje zniżki, mimo iż obowiązują. - Ustawa nakazuje stosowanie ulg, ale ustawodawca nie przewidział sankcji za jej nieprzestrzeganie - mówi Jan Ortyl, prezes Polskiego Związku Niewidomych. - W busach takie ulgi zdarzają się tylko sporadycznie. A jeśli już, to nie jest to ustawowe 37 proc. (za kurs pospieszny), 40 (za kurs osobowy) czy 95 (za bilet dla przewodnika), tylko jakieś grosze na odczepnego. Czasochłonna zabawa Aby świadczyć usługi transportowe trzeba mieć podpisaną koncesję. Jeśli ma się koncesję, jest się zobowiązanym do stosowania zniżek. - Pasażerom busów przysługują wszystkie ulgi przyznane przez ustawę o uprawnieniach do ulgowych przejazdów środkami publicznego transportu zbiorowego. Przewoźnik realizujący przewozy regularne w krajowym transporcie drogowym zobowiązany jest do podawania cennika opłat do publicznej wiadomości przy kasach dworcowych oraz w każdym pojeździe wykonującym te przewozy, przy czym cennik opłat musi także zawierać ceny biletów ulgowych - można dowiedzieć się w departamencie transportu gospodarki i infrastruktury Urzędu Marszałkowskiego. Czemu w busach nie ma cennika? Czemu busiarze zniżek nie stosują? Trudno znaleźć odpowiedzi, bo nie chcą na ten temat rozmawiać ani kierowcy, ani właściciele firm przewozowych. - Nie będę o tym rozmawiał - odpowiada nieco zdenerwowany szef firmy Contra Bus. Nie chce podać imienia i nazwiska. - Szefowi nie chce się w to bawić - kwituje anonimowo kierowca tej sieci. Postraszyć busiarza Każdemu właścicielowi firmy przewozowej, który udziela zniżek, przysługuje refundacja z Urzędu Marszałkowskiego. Musi jedynie udokumentować, że sprzedaje ulgowe bilety. Nie ma jednak obowiązku ubiegania się o refundację. - Na 350 przewoźników, którzy mają wydane zezwolenia na przewóz osób, tylko ok. 112 stara się o zwrot przychodów z racji stosowanych ulg - mówi Irena Cebula, dyrektor departamencie transportu gospodarki i infrastruktury Urzędu Marszałkowskiego. Urzędnicy nie mają jednak pomysłów, jak rozwiązać problem. - My możemy go tylko sygnalizować. Wysłaliśmy pismo do urzędu skarbowego o sprawdzenie firm przewozowych, apelujemy do wydających koncesję, aby kontrolowali busy. Tylko oni mają takie uprawnienia - mówi Bogdan Dąsal, pełnomocnik prezydenta ds. osób niepełnosprawnych. Koncesję wydaje Urząd Marszałkowski. - Nie jesteśmy w stanie kontrolować busów, mamy za mało ludzi. Przewoźnicy wiedzą, że maja stosować zniżki i powinni to robić. Oczywiście jeśli są sygnały od podróżnych, straszymy firmy cofnięciem zezwolenia. Ale to trudne do udowodnienia. Trzeba złapać łamiącego prawo na gorącym uczynku. A potem i tak jest problem, bo szef firmy może oskarżyć pracownika, że to on nie stosuje ulg, mimo iż firma mu każe - uzasadnia Irena Cebula. Urzędnicy nie mają pomysłu, jak wyegzekwować od firm przewozowych stosowanie zniżek dla pasażerów. Katarzyna Ponikowska katarzyna.ponikowska@echomiasta.pl