Od października uczelnie zwiększą liczbę miejsc na kierunkach, które resort nauki promuje jako ważne dla gospodarki. Tymczasem po biotechnologii czy ochronie środowiska wciąż brakuje pracy. - Uczelnie reagują szybciej na potrzeby rynku niż sami pracodawcy. Otwierają przyszłościowe kierunki, ale nie ma to przełożenia na nowe miejsca pracy. Proces rozwijania niektórych branż przebiega zbyt wolno - mówi dr Marcin Zawicki z Katedry Gospodarki i Administracji Publicznej Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Z badań, które na zlecenie firmy Ernst&Young przeprowadzili eksperci Uniwersytetu Ekonomicznego wynika, że poziom zatrudnienia w sektorze nauki i wysokich technologii jest w Małopolsce za niski. - Współpraca uczelni z biznesem poszerza się, ale w regionie jest wciąż zbyt mało przedsiębiorstw korzystających z najnowszych osiągnięć naukowych - mówi dr Marcin Zawicki. - Powoduje to, że obecnie brakuje miejsc pracy nawet po nowoczesnych studiach. Uczelnie, które wygrają unijne pieniądze w ministerialnym konkursie, będą mogły od października zwiększyć limity przyjęć m.in. na budownictwie, ochronie środowiska, fizyce, chemii, matematyce, automatyce i robotyce, inżynierii materiałowej, mechatronice czy biotechnologii. Jak jednak zauważa Monika Budzyńska z firmy doradztwa personalnego "Bank Danych o Inżynierach", tegoroczni absolwenci większości kierunków technicznych będą mieli większe trudności w znalezieniu pracy niż ich poprzednicy z ubiegłych lat.