Jak widać z powyższej instrukcji, łatwo nie będzie. Studenci (wśród chętnych są profesjonaliści i amatorzy) będą się nie tylko uczyć malować, ale otrzymają też solidną ideologiczną nadbudowę - poznają m.in. teologię i duchowość ikony oraz historię świętego wizerunku w chrześcijaństwie. Bo, jak twierdzi jedna z profesorów studium, malarka ikon Irina Bołdina-Styczeń, bez duszy ikony namalować się nie da. - Dusza nie zawiera się w desce i farbie. One są tylko pretekstem do przeżyć duchowych - mówi malarka. Krakowskie studium ma tym się różnić od innych, że będzie kształcić nie tylko wykonawców obrazów, ale też ich znawców i miłośników sakralnej sztuki. - Ale nie fałszerzy! - dodaje żartobliwie ks. Jan Szczepaniak, dziekan Wydziału Historii Kościoła PAT. Okazuje się bowiem, że w Polsce prawdziwych znawców brakuje. Zdarzało się, że za przemycane ze Wschodu, niewiele warte ikony nowobogaccy płacili bardzo słoną cenę. - Podobno trudno odróżnić podróbkę od oryginału - przyznaje Barbara Sitek z antykwariatu przy ul. Gołębiej w Krakowie. Dodaje, że obrazy te są dość popularne, a ich ceny - przystępne (XIX-wieczna deska kosztuje ok. 2 tys. zł). Popularne są też nowe ikony. - Zamawiali je u mnie np. kapucyni, Urząd Miasta w Chrzanowie, ludzie kupują je często na prezenty ślubne - wylicza Bołdina. Tłumaczy, że wiązanie ikon tylko z tradycją prawosławną jest błędne. - Pochodzą z czasów, gdy chrześcijaństwo nie było podzielone na wschodnie i zachodnie - mówi. Dlatego dałoby się namalować np. ikonę z Janem Pawłem II. - Może byłby trochę niepodobny do siebie, bo mamy specjalne kanony w malarstwie ikon. Ale przecież ludzie w niebie się zmieniają - kwituje Irina Bołdina.