W efekcie na łuku drogi stracił panowanie nad autem i uderzył w jadący prawidłowo z przeciwnej strony samochód. Kierująca nim kobieta doznała poważnych obrażeń i trafiła do szpitala. A co zrobił sprawca kolizji? W końcu kraksa może przydarzyć się każdemu. Czy zatrzymał się i pomógł poszkodowanej, od czego przecież bardzo wiele mogło zależeć, włącznie z jej zdrowiem i życiem? Niestety, nie. Dodał gazu i uciekł z miejsca zdarzenia. Prawdopodobnie jednak gryzło go sumienie i na drugi dzień zgłosił się na komisariat policji. Przyznał się do spowodowania wypadku. Zaś wkrótce potem zaczął pomagać poszkodowanej, wypłacając jej odszkodowanie. Po kilku miesiącach Sąd Rejonowy w Suchej Beskidzkiej - biorąc m.in. tę właśnie okoliczność pod uwagę - warunkowo umorzył postępowanie wobec sprawcy. Jedyna kara, jaką mężczyzna poniósł, to dwuletni zakaz kierowania samochodem. W uzasadnieniu sąd stwierdził bowiem... "niską szkodliwość społeczną czynu". Takie orzeczenie było jednak dalekie od oczekiwań prokuratury, która złożyła apelację. Sąd Okręgowy w Krakowie nakazał suskiemu sądowi ponowne rozpoznanie sprawy. W Krakowie zakwestionowano właśnie ową rzekomą "niską szkodliwość społeczną czynu". Przypomnijmy - kierowca uciekł z miejsca wypadku, nie udzielając pomocy poszkodowanej kobiecie, czym naraził ją być może na dodatkowe negatywne konsekwencje zdrowotne. Doszło więc do kolejnej sądowej odsłony w tej sprawie. Suska Temida wydała niedawno kolejny wyrok. I tym razem nie jest on już tak łagodny, jak ten z pierwszej instancji. Sprawca wypadku został skazany na rok więzienia, ale z zawieszeniem wykonywania tej kary na trzyletni okres próby. Poza tym - przez 2 lata nie może prowadzić żadnych samochodów, musi także zapłacić grzywnę (1,5 tys. zł) i pokryć koszty postępowania sądowego (589 zł). GM