Katarzyna Ponikowska:Czy Kraków ma swój styl ubierania się? Monika Jurczyk: Krakowski styl ubierania się to raczej brak stylu. To często sznyt studencki: górskie buty i górskie kurtki. Ewentualnie, jeśli chodzi o mężczyzn, styl intelektualisty - rozwleczony czarny sweter i broda. Dziewczyny natomiast nie lubią się wyróżniać. Na ulicach dominują rzeczy szare. W odróżnieniu od Warszawy, w Krakowie nie ma lansu. Tu ludzie nie ubierają się po to, żeby pokazać metkę, tylko dlatego, że dobrze się w czymś czują. To jest lokalna specyfika: ludzie boją się przyznać, że zwracają uwagę na to, co mają na sobie, bo ich zdaniem to jest próżne i powierzchowne. Nie zdają sobie sprawy, jaką siłę ma ubranie. Jesteśmy pod tym względem bardzo zachowawczy, konserwatywni, bardzo szarzy. O wiele ciekawsza jest Warszawa, gdzie wśród tych wszystkich lanserów zdarzają się ludzie, którzy potrafią przemyśleć to, co mają na sobie i niekoniecznie wyglądają jak kolorowe ptaki, ale mają swój styl. Jest większa świadomość tego, że jak cię widzą, tak cię piszą. Z kolei we Wrocławiu dużo dziewczyn idzie w stronę stylu disco: cekiny, białe kozaczki czy paski. Jeszcze gorzej jest w Szczecinie, gdzie z kolei króluje dres. W Krakowie na szczęście tego nie ma. Nie przeginamy w stronę dyskoteki czy stroju sportowego. Ale ludzie mogliby być bardziej odważni. Katarzyna Ponikowska: Wydawać by się mogło, że w artystycznym mieście, za jakie uważany jest Kraków, ludzie nie boją się pokazać własnego stylu.... Monika Jurczyk: To zależy od środowiska, w jakim się człowiek obraca, np. na wernisażach można spotkać mnóstwo dziewczyn, które się wyróżniają: nietypowo obcięte włosy, ciekawe ubrania, artystyczna biżuteria itp. Ale trzeba brać pod uwagę, że to jest naprawdę nieliczna grupa. Katarzyna Ponikowska: Czy krakowianie w ubiorze czerpią z lokalnych korzeni? Monika Jurczyk: Zdecydowanie tak. Niektórzy starają się wyciągnąć z naszych turystycznych Sukiennic co się da: haftowane koszule czy korale w oryginalnych kolorach. Niektórzy są na tyle odważni, żeby włożyć np. łowicki pasek, który zresztą świetnie wygląda do jeansów i t-shirtów. Na razie są to jednostki. Ale wszystko zmierza w dobrym kierunku. Katarzyna Ponikowska: Potrafimy zadbać o swój wizerunek? Monika Jurczyk: Nie za bardzo. Na krakowskich ulicach jest dużo zaniedbanych osób. Za bardzo przywiązujemy się do rzeczy. Nie wyrzucamy ulubionych butów, mimo iż są rozchodzone i kiepsko wyglądają. Naprawdę lepiej mieć w szafie kilka rzeczy, ale takich, w których dobrze wyglądamy. Nie potrafimy też obiektywnie spojrzeć na siebie. Kupujemy kolejny beżowy płaszcz, bo wydaje nam się, że dobrze w nim wyglądamy, choć tak nie jest. Mamy swoje wyobrażenie o sobie i o rzeczach, w które się ubieramy. Chodzimy tylko do ulubionych sklepów... Ale i tak jest dużo lepiej niż trzy lata temu, kiedy zaczynałam pracę jako osobista stylistka. Na początku miałam klientów tylko z Warszawy, natomiast teraz zgłasza się do mnie bardzo dużo osób z Krakowa. Tutaj mam też największą konkurencję. Katarzyna Ponikowska: Jak kształtuje się krakowski rynek mody? Monika Jurczyk: Wbrew pozorom jest całkiem niezły. Jest wiele dużych firm, w których mogą pracować młodzi projektanci. Jednak cały polski rynek jest zachowawczy, nie można w projektowaniu ubrań do końca puścić wodzy swojej fantazji. To muszą być rzeczy praktyczne. Katarzyna Ponikowska: Czy krakowscy projektanci są rozpoznawalni? Monika Jurczyk: Tak. Projektują właśnie dla zwykłych ludzi, a nie dla garstki najbardziej bogatych. Są to rzeczy oryginalne, ale jednocześnie praktyczne. Krakowscy projektanci nie są nastawieni na pieniądze, przynajmniej ci, których ja znam. To są skromni ludzie, którzy po prostu chcą robić modę. Katarzyna Ponikowska katarzyna.ponikowska@echomiasta.pl