- Rodzina romska terroryzująca mieszkańców ul. Witosa i ul. Fabrycznej w Limanowej czuje się bezkarna. Powinna zostać eksmitowana - przyznaje burmistrz Marek Czeczótka. Ale miasto nie ma dla nich odpowiedniego lokalu socjalnego. Przypomnijmy, że w nocy z piątku na sobotę w Limanowej doszło do groźnej konfrontacji mieszkańców z rodziną romską, która według relacji świadków od dawna terroryzuje całe osiedle. Na ulicę wyszło około stu mieszkańców, którzy chcieli dokonać samosądu. W ruch poszły kamienie i płonące butelki. Dopiero policja wsparta posiłkami z Krakowa zapobiegła tragedii. Żeby nie dopuścić do linczu funkcjonariusze patrolowali osiedle w kolejne noce. Zaostrzenie konfliktu spowodowało, że w poniedziałek na ul. Fabrycznej z mieszkańcami spotkali się Krajowy Duszpasterz Romów, ks. Stanisław Opocki, burmistrz Limanowej Marek Czeczótka oraz starosta limanowski Jan Puchała. W spotkaniu udział wzięli Romowie, którzy również są prześladowani przez wspomnianą rodzinę. - Oni grozili moim dzieciom. Powiedzieli, że je pozabijają. Ja jestem porządną osobą, nikomu nie przeszkadzam i żyję w zgodzie ze wszystkimi sąsiadami. Jednak przez tą rodzinę nikt na tym osiedlu nie może spokojnie żyć. Ciągłe awantury i prowokacje z ich strony - mówiła jedna z Romek. Burmistrz Limanowej podkreślił, że konfliktowa romska rodzina zalega z opłatami za mieszkanie na kwotę około 30 tys. zł. Mimo to nadal pozostają nietykalni. Do tego według jego rozeznania łączna suma zasiłków i pomocy udzielana tej rodzinie wynosi ok. 5 tys. zł miesięcznie. - Po co oni mają pójść do pracy skoro za darmo otrzymują tak duże pieniądze - powiedział Marek Czeczótka. - Mimo takiej pomocy postawa tej rodziny jest ciągle roszczeniowa. Limanowa nie ma problemu z Romami, bo większość z nich zachowuje się jak należy. Sporym problemem jest ta jedna rodzina. Jednak to przede wszystkim sprawa organów ścigania - podkreślał burmistrz, dodając, że nie ma lokalu, do którego mógłby przenieść tę rodzinę. Starosta limanowski Jan Puchała zachęcał, aby wszyscy poszkodowani w piątkowy wieczór złożyli zawiadomienia na komendzie policji. Z takim apelem zwrócił się zwłaszcza do kobiety w ciąży, która miała zostać poszczuta psem należącym do romskiej rodziny. Według relacji świadków od tego zaczęła się piątkowa awantura. Wczoraj w spotkaniu udział wziął Rom Mieczysław Donga z rodziny, która oskarżana jest o terroryzowanie mieszkańców. Jak powiedział zdecydowana większość zarzutów to kłamstwa. - Nikt nie poszczuł tej kobiety. Pies podbiegł do niej i zaczął ją wąchać. Nie było żadnego zagrożenia. Miał przecież kaganiec. Wykorzystano to, żeby zrobić rozróbę. Ja też mam dość mieszkania w tym miejscu i ciągłych fałszywych oskarżeń. Jeśli otrzymamy zastępczy lokal to się przeprowadzimy. Boimy się, że zostaniemy zaatakowani - mówił. Podczas spotkania mieszkańcy skrytykowali działanie policji. Ich zdaniem funkcjonariusze nie radzą sobie z problemem i często biernie reagują na prośbę o interwencję. - W piątek, ktoś z tej rodziny zaczął strzelać do nas z wiatrówki - opowiadał jeden z mieszkańców. - Wszystko to działo się na oczach policji a stróże prawa nie zareagowali. Powiedzieli nam, że posiadanie wiatrówki nie jest przestępstwem. I tak jest zawsze. Możemy dzwonić po policję i się skarżyć, ale to nic nie daje - mówił. Dlatego mieszkańcy limanowskiego osiedla próbowali wziąć sprawy w swoje ręce. Policja nie dopuściła jednak w piątek do eskalacji konfliktu. Starosta Jan Puchała zaproponował spotkanie władz gminy, mieszkańców i policji za zamkniętymi drzwiami. - Będę dążył, aby miasto eksmitowało konfliktową rodzinę. Jeśli tego nie zrobią, to niech płacą za patrole policji, które będą musiały tam stać i pilnować porządku, żeby nie dopuścić do zamieszek. Liczę jednak, że wspólnie znajdziemy rozwiązanie. Będę również pilotował sprawy zgłaszane na policję odnośnie tej rodziny romskiej - zapowiedział Puchała. Zdaniem burmistrza Limanowej Marka Czeczótki Krajowy Duszpasterz Romów ks. Stanisław Opocki nie pomaga w rozwiązaniu konfliktu, gdyż w każdej sytuacji broni Romów, co daje im poczucie bezkarności. Ale duszpasterz odcina się od tych zarzutów. - Nigdy nie broniłem wybryków tej rodziny. Proszę tylko, żeby nie uogólniać i nie przenosić tej krytyki na wszystkich Romów - mówił. Ks. Stanisław Opocki przez kilka dni był nieobecny w parafii Łososina Górna, gdzie mieszka. O wydarzeniach na ul. Witosa dowiedział się od dziennikarzy. - Wielu Romów popiera polskich mieszkańców. Współczuję mieszkańcom, którzy żyją w takim sąsiedztwie. Nic nie usprawiedliwia warcholstwa i awanturnictwa. Tą sprawą powinny się zająć organy ścigania i wobec winnych powinny zostać wyciągnięte prawne konsekwencje. Podłożem pretensji mieszkańców tego osiedla nie jest rasizm i nie można takich haseł wykorzystywać w tej sprawie. Z drugiej strony obawiam się również, żeby zachowanie jednej rodziny nie zaszkodziło całej mniejszości narodowej. Niestety doświadczenie podpowiada mi, że może się tak stać - komentuje duszpasterz. Jacek Bugajski Czytaj więcej we wtorkowym "Dzienniku Polskim": Sześciolatki pozbawione placów zabaw przez powódź Budynek starej komendy policji wciąż stoi pusty i zaczyna straszyć Szampan zmieszany z deszczem Dlaczego nie lubią Romów? Wyraź swoje zdanie na forum!