Ze wstępnych oględzin wynika, że turystka prawdopodobnie poślizgnęła się i spadła po twardym, oblodzonym stoku na dno doliny. To trzecia ofiara śmiertelna w polskich Tatrach w ciągu ostatnich pięciu dni. Wczoraj na parkingu u wylotu Doliny Chochołowskiej znaleziono samochód należący do mieszkanki Krakowa. Wtedy stało się jasne, że kobieta nie wróciła z gór. Jeszcze wczoraj toprowcy z pokładu śmigłowca przeszukali rejon Jarząbczego Wierchu i Wyżniej Doliny Chochołowskiej. Wyruszyły także patrole od słowackiej strony. W ostatnim sms-ie przesłanym do znajomych 42-latka pisała, że jest właśnie na leżącym na granicy Jarząbczym Wierchu. Policja sprawdziła ostatnie logowania telefonu komórkowego turystki i one także wskazują na słowacką stronę granicy. Dlatego na pokład śmigłowca toprowcy zabrali także ratowników ze Słowacji. Ponieważ wczorajsze poszukiwania z powietrza nie przyniosły rezultatu, dzisiaj wyruszyły także patrole na nartach. Stoki Jarząbczego Wierchu ostro spadają na obie strony granicy. Po ubiegłotygodniowej odwilży i nocnych przymrozkach tatrzańskie szlaki pokryły się warstwą lodu, a stoki pokryte są niezwykle twardą warstwą śniegu. Poruszanie się po nich bez raków i czekana jest właściwie niemożliwe. Wielu turystów padło już ofiarami - jak mówią ratownicy - "szklanych" czy "lodowych" gór. Tylko w weekend w polskich Tatrach zginęły dwie osoby (jedna zmarła w szpitalu), a w słowackich górach aż cztery. W sumie po obu stronach granicy rannych zostało ponad 20 turystów i narciarzy, wielu bardzo poważnie. Przyczyną większości wypadków były właśnie oblodzone szlaki.