Zgony pacjentów zdarzają się często. Na oddziale przebywają chorzy terminalnie. Rak zbiera obfite żniwo. Na dodatek specyficzna estetyka szpitalnych sal i korytarzy nastroju chorym raczej nie poprawia. - Obskurne wnętrze, jak za komuny. Jakby czas stanął w miejscu. Kolory na korytarzu wyblakłe i tak smętne, że po tygodniu depresja murowana. Na salach gorąco jak w saunie, powietrze suche jak pieprz. Po nocy w czymś takim piżama się lepi od potu do skóry. A przecież tu leżą chorzy na płuca! Ma im się niby poprawić? Jak w takich warunkach można wracać do zdrowia? - żali się jeden z byłych pacjentów Oddziału Chorób Płuc szpitala powiatowego w Oświęcimiu. - No i z tym umieraniem. Wiadomo, każdego to czeka. Ale do szpitala wielu idzie się zwyczajnie leczyć. Z nadzieją na rychły powrót do zdrowia. Nie, żeby od razu nogami do przodu. Ale tam ma się takie wrażenie, że co chwila ktoś umiera. Albo "wykituje" lada moment. To jest jak czekanie na wyrok. Ludzkie cienie, jak zombie, na korytarzu. Ech, trafiłeś tu bracie, no to kaplica... Dla gościa, który chciałby jeszcze trochę na tym świecie pociągnąć, było to piekielnie trudne doświadczenie - opisuje. - Na dodatek człowiek trochę świata liznął, seriali co nieco oglądnął, wszędzie teraz tak barwnie i kolorowo, technologia kosmiczna na każdym kroku, a tu szczytem techniki są chyba te obite skajem stołki rodem z PRL. Czułem się jakby mnie zesłali do jakiego gułagu - skarży się jeden z byłych pacjentów oddziału. Nie brakuje jednak i takich, którzy nie widzą żadnego problemu. - Jest schludnie. Bardzo miły personel - zapewniają eleganccy państwo po czterdziestce, którzy od kilkudziesięciu minut czekają na korytarzu na rozmowę z tutejszym ordynatorem. Lek. med. Andrzej Kubica, ordynator oddziału płucnego, przyznaje, że są rzeczy, które wypadałoby poprawić. - Oddział długi czas był nieremontowany. Plany są. Czasem od planów do realizacji droga daleka... - mówi doktor Kubica. - Przydałyby się nam np. nowe wykładziny i mebelki - mówią pielęgniarki. Kolor farby na ścianie jest dla wielu kwestią istotną. Jednak dywagowanie o estetyce szybko schodzi na plan dalszy, bo w tym piętrowym - szpitalnym - budynku nie ma nawet windy! Sytuacja jest kuriozalna. - Kiedyś, jak w jakimś szpitalu wysiadła winda, to pokazywali to w telewizji. A u nas windy nie ma. A oddział jest ciężki - potwierdza Andrzej Kubica. Często trafiają w to miejsce m.in. pacjenci z rakiem płuc. Wycieńczeni przez nowotwór, obłożnie chorzy. - Chcąc zrobić zdjęcie piętro niżej, muszę wezwać pogotowie, żeby pacjenta znieśli na noszach. Albo przewozić go stąd, karetką czy wózkiem, do budynku głównego na niektóre badania - relacjonuje. Grzejniki na oddziale nowoczesnością nie grzeszą. - Pogoda szybciej się zmienia od temperatury w salach - kwituje Kubica. Z ułatwiającym oddychanie tlenem także jest kłopot. - Nie wszędzie doprowadzono instalację. Na płucnym, żeby nie było tlenu! - sam ordynator kręci zdumiony głową. Śmiertelność na oddziale jest rzeczywiście niezwykle wysoka. Kubica szacuje - zastrzegając, iż to liczba niedokładna - że może tu umierać ok. 100 osób rocznie. - W miesiącu co najmniej kilka - ocenia. Zgony nie wynikają wyłącznie z płucnych przypadłości. Na oddziale przebywają bowiem chorzy terminalnie, w stanie agonalnym. - Nie ma w Oświęcimiu hospicjum, nie działa już też hospicjum domowe, czyli zespół medyczny, który byłby przedłużeniem opieki szpitalnej - wylicza doktor Kubica. - A przede wszystkim czasy się zmieniły. Kiedyś umierać w szpitalu to nie był honor. A teraz dzieci chętnie oddają staruszków do szpitala, ale sami emerytury odebrać w domu nie zapomną. Przyjdą raz na czas, ponarzekają, że dziadek leży zaniedbany... I od razu sumienie mają spokojniejsze. Ordynator uspokaja, że tak całkiem tragicznie to nie jest. Są przecież na oddziale nowe okna, wyremontowane łazienki i ubikacje. Tylko ta nieszczęsna winda bardzo by się przydała. - Może pomogą nam jacyś darczyńcy, meble, choćby zwykłe krzesełka, naprawdę by się przydały - zaznacza. Podkreśla też, że personel troszczy się, by odchodzący z tego świata mogli to uczynić w godnych warunkach, w kameralnych salkach. - Rodziny nie mają tu chyba powodów do narzekań. Mogą towarzyszyć takiemu człowiekowi dzień i noc - zapewnia. Andrzej Jakubowski, z-ca dyrektora ds. lecznictwa ZZOZ w Oświęcimiu, zapewnia, że modernizacja tego oddziału, jak i paru kolejnych, jest poważnie brana pod uwagę. Wiele zależy jednak od tzw. organu założycielskiego, czyli oświęcimskiego starostwa. Paweł Plinta