Jakiś czas nieprzejezdny był 8-kilometrowy odcinek drogi powiatowej przez wieś. Jak szacuje straż pożarna - zalanych jest prawie 200 domostw po obu stronach. W powiecie tatrzańskim od soboty działa powiatowy zespół reagowania kryzysowego. Ogłoszony został alarm powodziowy dla gminy Kościelisko. Nie ma jeszcze informacji, na ile ucierpiał inwentarz w zagrodach. - Najpierw woda zalewała budynki po lewej stronie drogi, od wzgórz - mówi wicekomendant zakopiańskiej PSP, Grzegorz Worwa. - Prawą stronę starliśmy się ochronić, kładąc worki z piaskiem, ale tam też woda wdzierała się do budynków. W niedzielę pracowało w Witowie ok. 90 strażaków z 15 jednostek OSP, wypompowując wodę z piwnic, udrażniając przepusty. Pomagały też ochotnicze jednostki z najbliższego sąsiedztwa w powiecie nowotarskim: z Chochołowa i Podczerwonego. Sobotnia akcja zakończyła się o 2.30, a o szóstej runęła na Podhale kolejna ulewa - o nieco mniejszej mocy niż poprzednia. - Jest powołana komisja, trwa szacowanie szkód, zacznie się osuszanie budynków - mówi starosta tatrzański, Andrzej Gąsienica-Makowski. - Na Słowacji, w pobliżu granicy, zdarzyło się to samo. To była prawdziwa noremnica! Przyszedł moment, kiedy i strażacy byli już bezradni. Ci, którzy najbardziej ucierpieli, nie zostaną bez pomocy. Dostaną ją z gminy, jeśli wystąpi taka potrzeba, to z powiatu, też będziemy występować o środki na likwidację szkód powodziowych. Trzeba będzie jednak pomyśleć, jak zabezpieczyć Witów przed takimi nieszczęściami na przyszłość. Problem w tym, że na długości 3 kilometrów są tylko dwa odprowadzenia wody. Podczas noremnicy tego, co spływało z pól, "burzówka" nie była w stanie pomieścić. Kanał burzowy trzeba będzie przebudować. Na terenie powiatu nowotarskiego nie odnotowano takiego dramatu, jak w Witowie, ale pomocy straży wzywano z powodu podtopień w Szczawnicy, Nowym Targu, Waksmundzie, Starem Bystrem, Cichem Średnim, Ludźmierzu, Szlembarku, Sromowcach, Gronkowie, Chochołowie, Grywałdzie, Tylmanowej. * - To szło od tamtych lasów - pokazują w południową stronę właściciele spożywczego sklepiku w Witowie. - Nawet nie zdążyliśmy obrócić z Dzianisza, w 15 minut, kiedy woda podeszła do połowy płotu, wlała się do środka. Wszystko teraz zalane: mąka, cukier, puszki, słoiki... Owszem, zalewa nas tu - i to ile razy - ale osiemdziesięcioletni ludzie mówią, że nie widzieli jeszcze takiej wody. Chłopcy ze sklepiku otworzyli kanał i łopatami przegarniają do niego burą wodę napierającą na ściany. W wielu obejściach stoją strażackie wozy, a wężami tłocznymi bucha do rowu odwadniającego masa wody wypompowywanej z piwnic, stodół, przyziemi. Mimo że od katastrofalnej ulewy minęła prawie doba, obejścia po lewej stronie drogi w Witowie stoją w bajorach. Woda cały czas ścieka do drenażu. Obok przepustów leżą wypchane przez strażaków "korki" z mułu, błota, gałęzi. Budowę mostu między Chochołowem a Witowem noremnica zrujnowała zastraszająco. Starsze kobiety koło płotów wycierają oczy fartuchem. Żalą się mniej lub tak samo poszkodowanym sąsiadom. Domostwa po prawej stronie drogi ucierpiały mniej, bo tam właściciele lub strażacy zdążyli zrobić w obniżeniach zapory z worków. Co przemyślniejsi gospodarze zastawiali worki deską od tyłu, a deskę podpierali spychaczem, tworząc barykady. Od sobotniego wieczora witowianie nie spali całą noc. - Nie zmrużyliśmy oka - mówili też strażacy z OSP w sąsiednim Dzianiszu, którzy wczoraj nadal - używając sprzętu zakopiańskiej JPR PSP - napełniali worki z piaskiem. O wytchnieniu po strasznej nocy i świcie niosącym kolejną ulewę nie było mowy, bo wczoraj nad Tatrami i słowacką stroną znowu zaczęły się gromadzić siwogranatowe zwały chmur. Ludzie patrzyli z trwogą ku Tatrom i w stronę wschodnich zboczy słowackiej Orawicy, skąd spłynął drugi potok. Noremnica jakby spadła z całą furią na Witów, oszczędzając sąsiednie wsie - Kościelisko i Chochołów. ANNA SZOPIŃSKA anna.szopinska@dziennik. krakow.pl