Dwaj mężczyźni wyszli w sobotę z Murowańca w kierunku schroniska w Dolinie Pięciu Stawów, ale nie dotarli do celu. TOPR opublikował ich zdjęcia z prośbą o kontakt do wszystkich, którzy mogli spotkać poszukiwanych. - W odpowiedzi na apel dostaliśmy zdjęcia, rodzina i znajomi potwierdzili, że na tych zdjęciach są osoby poszukiwane. Wiele wskazuje na to, że tuż przed godziną 14 (mężczyźni) byli widziani pod progiem Dolinki Pustej, gdzie wczoraj również prowadziliśmy poszukiwania, bo zaobserwowaliśmy tam trzy lawiny. I tam w tej chwili koncentrujemy poszukiwania - powiedział reporterowi RMF FM naczelnik TOPR-u. - Zakładamy, że niestety doszło do wypadku lawinowego - przyznał. - Te trzy lawiniska będą przeszukiwane. Wczoraj nie udało się natrafić na żaden ślad. (Turyści) nie mieli detektorów lawinowych, a to w znakomity sposób ułatwiłoby nam pracę. W tej chwili w tamtym miejscu są dwa psy lawinowe, są przerzucani kolejni ratownicy, będziemy sondować - zapowiedział. Jak wyjaśnił Krzysztof, mowa jest o lawinach, z których każda obejmuje obszar około 300-500 metrów kwadratowych przy głębokości śniegu od kilkudziesięciu centymetrów do kilku metrów. - Od początku braliśmy pod uwagę, że może to być wypadek lawinowy. Tutaj te niekorzystne warunki zostały spełnione, tzn. dwie osoby prawdopodobnie poruszające się w poprzek stromego stoku, na którym zaobserwowaliśmy trzy lawiny - przyznał Jan Krzysztof. Podkreślił, że turyści wciąż wyruszają w wysokie góry bez podstawowego sprzętu, jakim jest detektor lawinowy. - Obserwujemy, że ludzie są bardzo dobrze wyposażeni, co drugi z jakimś GPS-em z najwyższej półki, a detektor lawinowy w dalszym ciągu jest gdzieś tam spychany jako ostatni element wyposażenia. A powinien być pierwszym - mówi Krzysztof. - Kiedy chcemy chodzić wysoko w góry, podstawą jest detektor, sonda, łopatka - i umiejętność posługiwania się tym sprzętem - podkreśla.