Do wypadku doszło 21 lutego wieczorem w miejscowości Biadoliny Radłowskie pod Tarnowem. Kierowca - po tym jak bryła lodu rozbiła szybę - stracił panowanie nad pojazdem i wjechał w energochłonne bariery po prawej stronie drogi. W szoku wyszedł jeszcze z samochodu, ale stracił przytomność. Pomimo reanimacji zmarł. Po wypadku policja zatrzymała 17-latka i dwóch 16-latków. Wszyscy usłyszeli zarzut zabójstwa z zamiarem ewentualnym. Zdaniem prokuratury, mieli oni świadomość, że zrzucenie bryły lodu o wadze co najmniej 16 kg na autostradę, po której samochody poruszają się z dużą prędkością, może spowodować śmierć kierowcy; powinni byli to przewidywać i się z tym liczyć. Dlatego też powinni odpowiadać przed sądem jak dorośli. Prokuratura oskarżyła Grzegorza S., Bartłomieja H. i Artura M. o tzw. zabójstwo z zamiarem ewentualnym. Sąd w wyroku zmienił kwalifikację czynu, uznając oskarżonych za winnych spowodowania ciężkich obrażeń ciała i nieumyślnego spowodowania śmierci. Ze względu na młody wiek oskarżonych i deficyty intelektualne niektórych z nich proces toczył się z wyłączoną jawnością. Grzegorz S. skazany został na karę 6 lat pozbawienia wolności, Bartłomiej H. na 4 lata, a Artur M. na 5 lat więzienia. Wszyscy mają zapłacić na rzecz rodziny kierowcy po 30 tys. zł zadośćuczynienia; wyrok nie jest prawomocny. Orzekając karę, sąd brał pod uwagę stopień winy i późniejszą postawę oskarżonych. Ustalając przebieg wydarzeń, oparł się na pierwszej wersji wyjaśnień jednego z oskarżonych i ustaleniach biegłych. W uzasadnieniu stwierdził, że do śmiertelnego wypadku doprowadził splot tragicznych okoliczności. Powołał się przy tym na opinię biegłego, według którego o tragedii, tj. rozbiciu szyby samochodu, przesądziło 0,8 sekundy. Gdyby nastąpiło przesunięcie wydarzenia o 0,8 sekundy, do tragedii by nie doszło - podkreślił sąd w ślad za biegłym. Według sądu oskarżeni wspólnie zrzucili co najmniej 16-kilogramową bryłę lodu, co potwierdził eksperyment procesowy. Składali jednak różne wyjaśnienia, przez co sąd miał do czynienia łącznie z siedmioma wersjami wydarzeń, licząc z opiniami biegłych. Sąd wskazał, że oskarżeni - nawet mimo deficytów intelektualnych - powinni zdawać sobie sprawę z negatywnych skutków swojego zachowania. Trudno jednak przypisać im zabójstwo. Sąd przyznał, że sprawa nie jest oczywista, ponieważ w grę wchodziły cztery kwalifikacje prawne. Jak poinformował sąd, wszyscy trzej oskarżeni odpowiadali już przed sądem rodzinnym w błahych sprawach - dlatego są zdolni do ponoszenia odpowiedzialności. Ich działanie określił jako formę złowrogiej zabawy, w której następowała eskalacja. Zgłaszali się bowiem świadkowie, którzy zgłaszali zrzucanie bryłek śniegu i lodu na autostradę w tym miejscu. - Kara nieadekwatna kompletnie do czynu. Jesteśmy nieusatysfakcjonowani, z głębokim smutkiem i żalem przyjęliśmy ten wyrok, ale jeszcze jest inny sąd i my w ten sąd wierzymy, że będzie sprawiedliwszy - powiedziała po wyroku matka zmarłego kierowcy, zapowiadając także apelację. - Ta kara powinna być naprawdę bardzo surowa, bo to jest ostrzeżenie dla innych, żeby takich rzeczy nie robili. To jest przypadek szczególny: takie zabójstwo, z taką premedytacją powinno być surowo ukarane. A te 0,8 sekundy, co zdaniem sądu może by syn ocalał, to jest śmieszne. Być może syn by ocalał, ale tego sąd nie powinien przecież brać pod uwagę - mówił z kolei ojciec kierowcy. Obrońcy oskarżonych także zapowiadali apelacje. Sekcja zwłok kierowcy wykazała, że mężczyzna zmarł wskutek wielonarządowych obrażeń klatki piersiowej i brzucha. Miał złamane wszystkie żebra i uszkodzone narządy wewnętrzne. Prokurator i biegły, którzy prowadzili oględziny na miejscu wypadku, znaleźli w kabinie tira duże bryły lodu. Po zważeniu odłamków lodu okazało się, że ważyły one 16 kg. Rodzice ofiary oburzeni (TVN24/x-news)