Na czym miała polegać nieprawidłowa opieka? - Córka miała ogromne rany z odleżyn, wystawały z nich kości - wymienia Stanisław Prochwicz. Dodaje, że dzień przed śmiercią Kasia miała bardzo płytki oddech, a rurka tracheostomijna podłączona do gardła, była częściowo zatkana wydzieliną z płuc. - Kiedy przybyłem do NZOZ-u po jej śmierci, rurka i cewnik leżały w koszu na śmieci, były zatkane - mówi. Dane o złej opiece nad pacjentami w zakładzie, gdzie leżała Katarzyna potwierdza Halina Baś. Jej córka leżała obok Kasi. - Gdy moje dziecko miało bardzo wysoką gorączkę i pilnie potrzebowało lekarza, nie można było go znaleźć. Żaden nie pełnił dyżuru, więc pielęgniarka musiała ściągać go z zewnątrz - mówi. Dlaczego pani Baś nie przesłuchano? - Nie jest specjalistą i nie potrafi ocenić, czy pomoc udzielana pacjentom była fachowa - ocenia prok. Anna Filipek-Woźniak , która umorzyła postępowanie. Prokuratura, po zapoznaniu się z opinią biegłych, dała wiarę zapewnieniom lekarki z ośrodka zdrowia, że "stan zdrowia Katarzyny Prochwicz nie rodził ryzyka uduszenia się, albowiem nawet przy niedrożności rurki tracheostomijnej, wydzielina miała u niej płynny charakter". Śledczy prowadzący postępowanie w 2005 r. nie uznali jednak m.in. tej rurki ani cewnika za dowody. Prochwicz zwrócił się w tej sprawie do rzecznika praw obywatelskich, a ten do Prokuratury Okręgowej w Krakowie. Po jej interwencji, prokuratura nowohucka formalnie uznała rurki jako dowody, 5 maja br. Jednak, według prok. Filipek, nie ma podstaw, by śledztwo podjąć na nowo. Sprawa jest umorzona. Jedynie Prokuratura Okręgowa może podjąć jakieś nowe działania w tej sprawie ( na razie nie podjęła decyzji). Ojciec jednak nie odpuszcza. - Zwróciłem się o kasację wyroku. Nie zgodzę się, by tak zostawić tę sprawę - podkreśla.