Zainteresowanie wykupem lokatorskich lokali jest bardzo duże. Niemal wszystkie małopolskie spółdzielnie przeżywają od dwóch tygodni oblężenie. Powodem szturmu są również obawy przed ewentualnym zakwestionowaniem nowych zasad wykupu przez Trybunał Konstytucyjny. Trudno powiedzieć czy, kto i kiedy złoży do TK stosowną skargę. - Na pewno nie będziemy zaskarżać punktu dotyczącego wykupu mieszkań przez lokatorów - zapewnił nas wczoraj poseł Kazimierz Chrzanowski z SLD, którą to partię wymieniało się wcześniej jako potencjalnego wnioskodawcę tego rodzaju skargi. - Ogromnie się cieszę. Inaczej jeszcze bardzo długo nie byłoby mnie stać na wykupienie mieszkania - Tomasz Kowal z Krakowa nie kryje radości z szansy stania się właścicielem spółdzielczego lokum. Jeszcze nie kontaktował się ze spółdzielnią mieszkaniową na krakowskim Ugorku, ale liczy, że transakcja zamknie się kwotą góra kilkaset złotych. Inni potencjalni nabywcy zapłacą jeszcze mniej niż on. Już nawet za kilkadziesiąt złotych można wejść w posiadanie co bardziej leciwego M-4. To wystarczająco tłumaczy, dlaczego niemal wszystkie małopolskie spółdzielnie mieszkaniowe przeżywają oblężenie amatorów lokali za grosze. Mimo, iż umożliwiająca to ustawa wchodzi w życie dziś, wnioski lokatorzy mogli składać już od połowy lipca. Zainteresowanie jest bardzo duże. - Od momentu ogłoszenia ustawy mamy po kilkanaście wniosków dziennie - mówi wiceprezes zarządu Spółdzielni Mieszkaniowej Widok w Krakowie Jerzy Dydaś. - Trudno się ludziom dziwić. Ja w takiej sytuacji składałbym podanie natychmiast - uważa Andrzej Konopka prezes SM Ruczaj Zaborze. Np. w Zakopiańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej wykupowe wnioski złożyła do wczoraj już połowa lokatorów. Podobnie wygląda to w krakowskiej spółdzielni Widok. Relatywnie jeszcze więcej (ponad wniosków 100 na 146 mieszkań do wykupu) złożono w Spółdzielni Mieszkaniowej Beskid w Nowym Sączu, w której lokale do wykupienia na własność są w cenach od 180 do 1000 zł. Spółdzielnia ma maksimum trzy miesiące na rozpatrzenie wniosku, termin liczony jest od daty złożenia papierów. Inna sprawa, że przyszłość ustawy nie jest do końca pewna. Zdaniem prezesów spółdzielń zawiera ona wiele luk i błędów. Spółdzielnie po cichu liczą na to, że zostanie zakwestionowana przez Trybunał Konstytucyjny - Uważa się, że można nami dysponować. Moim zdaniem nie jest do końca zgodne z prawem. Na pewno różne środowiska będą w tej sprawie składać skargi - twierdzi Dydaś. Mimo to, spółdzielnie zapewniają, że nie będą utrudniać nikomu wykupu. - Jedna z gazet napisała dziś, że prezesi uniemożliwiają zakup lokali bo chcieliby nie wiadomo ile na tych mieszkaniach zarabiać. To nieprawda, my niczego nie blokujemy - zapewnia prezes Konopka. SLD za lokatorami - Po zapoznaniu się ze zleconą przez nas ekspertyzą prawną nasz klub parlamentarny zadecyduje czy ewentualnie wystąpimy ze skargą do TK. Jeśli nawet, na pewno nie będzie to jednak punkt odnoszący się do możliwości zakupu mieszkań przez lokatorów na określonych w ustawie preferencyjnych zasadach - zapewnia Kazimierz Chrzanowski, poseł SLD (bo tę właśnie partię wskazywano wcześniej jako potencjalnego skarżącego). Jak poinformowała nas Katarzyna Sokolewicz-Hirszel, rzecznik biura Trybunału Stanu, do wczoraj w każdym razie nie wpłynęła żadna skarga na ustawę. Jak zareaguje rynek? Czy w związku z zapowiadającym się masowym wykupem spółdzielczych lokali należy oczekiwać cenowych ruchów na rynku mieszkaniowym? - Na pewno to w jakiś stopniu wpłynie, już zresztą obserwujemy lekkie zamieszanie i zawirowanie, m.in. część klientów wstrzymuje się z zakupami mieszkań. Ale moim zdaniem stanie się to nie od razu i nie skokowo - ocenia Radosław Machnik z Biura Nieruchomości Północ w Krakowie. Jego zdaniem gdyby na rynek trafiło 5 - 10 proc. wykupywanych obecnie tanich mieszkań spółdzielczych, to już byłoby to dużo. Nasz rozmówca ma zresztą pewne wątpliwości czy krąg lokatorów społdzielczych mieszkań, którzy ostatecznie staną się ich pełnoprawnymi właścicielami, będzie rzeczywiście tak szeroki jak się w chwili obecnej słyszy. - Znacznej grupy lokatorów może po prostu być na to nie stać. Przecież muszą najpierw uregulować swoje zobowiązania wobec spółdzielni. A zaległości z tytułu zaległego czynszu czy innych opłat idą niekiedy w tysiące - przypomina.