Chodzi o kwotę ponad 11 mln zł, która stanowi długi szpitala powstałe z powodu przyjmowania pacjentów po wyczerpaniu się środków z rocznego kontraktu. Połowa sumy nagromadziła się z nadwykonań z roku 2009, reszta narosła już w tym roku. Dyrektor Szpitala Specjalistycznego im. J. Śniadeckiego w Nowym Sączu Artur Puszko wyraźnie nie lubi słowa "nadwykonania". - Jakie nadwykonania - mówi dyrektor Puszko - są to po prostu wykonania. Przyjmujemy chorych i ich leczymy. Niczego nie nadwykonujemy. Przeprowadzamy konkretne zabiegi czy badania chorych, niezależnie od momentu, w którym do nas trafią. Ich nie obchodzi stan naszego kontraktu. Oczekują pomocy. Możemy ich prosić, żeby nie chorowali, ale to nieskuteczne. Mogę sobie wyobrazić sytuację w dużym mieście, gdzie jest kilka czy nawet kilkanaście szpitali niedaleko siebie. Jeden wyczerpał już pieniądze na jakiś rodzaj leczenia, więc może bez specjalnych obaw odesłać do innego, w którym chory uzyska jeszcze pomoc ze środków kontraktowych. Zdaniem dyrektora Puszki, sytuacja szpitali w takich niewielkich miastach jak Nowy Sącz, Gorlice, Krynica czy Limanowa, diametralnie się różni. Nie można sobie pozwolić na wypuszczenie pacjenta za drzwi, odesłania go, ot - tak sobie- 30 km, bez jakichś badań, ponosząc ryzyko, że żywy nie dojedzie. - Musimy się nim zająć, bo to jest nasz zawodowy i prawny obowiązek wynikający z ustawy o ZOZ - podkreśla Artur Puszko - a to, oczywiście, oznacza koszty. Sądecka lecznica jest w trakcie konsultacji z innymi placówkami medycznymi ze stowarzyszenia szpitali wojewódzkich oraz powiatowych. Ustalają najskuteczniejszy sposób uzyskania w Narodowym Funduszu Zdrowia zwrotu pieniędzy. Już kilka lat temu sądecki szpital spotkał się z NFZ w sądzie. - Doszło do ugody przed sądem, który usankcjonował nasze ustalenia finansowe - mówi szef szpitala. - Raz chciałbym zakontraktować z NFZ realną kwotę na nasze medyczne usługi. Gdyby chodziło o jeden procent wahnięcia na minus, to bym nic nie mówił, ale długi powstałe wskutek niskich kontraktów sięgają do 10 procent. O negocjacjach z Funduszem nie ma mowy. Podsuwają papiery do podpisania. To tak jak z kredytem w banku. Całe strony zapisane maczkiem. Coś się nie podoba, to można nie brać. Nie mam pretensji do NFZ, bo rozumiem, że oni dysponują określonymi środkami. Mnie natomiast rozliczają ze skuteczność kierowania szpitalem i pytają, gdzie są pieniądze. Wojciech Chmura nowysacz@dziennik.krakow.pl Czytaj również: Czy strzelnica okaże się strzałem w 10? Cięcia to forma szantażu! - grzmią pracownicy Chcą wstrzymania budowy