- W ten sposób upamiętniamy tych, którzy zginęli na Jurze, a przy okazji przypominamy turystom, że do wędrówek po tym terenie, uprawiania sportów czy zwiedzania jaskiń należy podchodzić z dużą rozwagą - po prostu z głową - powiedział naczelnik jurajskiej grupy GOPR Adam van der Coghen. Naczelnik przestrzegł, że pozornie łagodne i łatwe do sforsowania skałki bywają zdradliwe. Zdarza się, że wspinacze czy grotołazi bagatelizują niebezpieczeństwo. Tymczasem nawet upadek z kilkumetrowej wysokości na skalne podłoże może skończyć się poważnym urazem, kalectwem, a nawet śmiercią. W ciągu ostatniego roku na Jurze nie było śmiertelnego wypadku, były jednak lata, gdy rocznie ginęło na tym terenie pięć - osiem osób. Od ponad 10 lat w miejscach wypadków w dniu Wszystkich Świętych lub okresie poprzedzającym to święto ratownicy stawiają krzyże i znicze. - Stawiamy te dowody pamięci u podnóża skał lub przy wejściach do jaskiń, gdzie zginęli ludzie. W tym roku zajmują się tym ratownicy dyżurni - powiedział van der Coghen. Akcję zorganizowano w sobotę i niedzielę. Wśród ofiar jurajskich skałek i jaskiń są zarówno niedoświadczeni lub niefrasobliwi turyści i wspinacze, jak i uznani alpiniści i instruktorzy wspinaczki. Rocznie jurajska grupa GOPR notuje ok. 400 rozmaitych interwencji. Najniebezpieczniejszymi miejscami na Jurze są skały Góry Zborów, Okiennika, Krucze Skały, ruiny zamków w Bobolicach i Mirowie, a także jaskinia Wielka Studnia Szpatowców, gdzie w ostatnich latach zginęło pięć osób.