Tych, którzy mają obawę, że spełni się przepowiednia Majów i między 21 a 23 grudnia 2012 r. nastąpi koniec świata, możemy uspokoić informacją, iż to środkowoamerykańskie plemię, nawet według standardów ludów starożytnych, było zacofane pod względem technologicznym. Nie znali koła, łuku, pługa, nie udomowili żadnych zwierząt. Nie przewidzieli też własnego upadku. Ci, którzy chcą mocno wierzyć, że jednak Majowie mają rację, powołają się z pewnością na ich kalendarze. Bez wątpienia mieli oni bzika na punkcie mierzenia czasu, w efekcie czego stworzyli dwa kalendarze oraz system Długiej Rachuby, odliczający dni od stworzenia świata (co miało mieć miejsce 8 września 3114 r. p.n.e.). Ale też ich kalendarze nie były wyjątkowo dokładne. Nie brak osób, które wieszcząc koniec świata w przyszłym roku, przywołują przepowiednie Michela de Nostredame, zwanego Nostradamusem. Jedni nie kryją wobec niego pogardy, uważając, że ten syn kupca z południowej Francji żydowskiego pochodzenia plótł bzdury odurzony ziołami, zwodząc przy tym łatwowierne XVI-wieczne elity i mamiąc kolejne pokolenia, aż po czasy obecne. Historycy, którzy zajmowali się życiem Nostradamusa, podkreślają natomiast, że był on wybitnym lekarzem i uczonym badającym naturalne procesy biologiczne, a nawet fabrykantem, który stworzył przemysł kosmetyczny z prawdziwego zdarzenia. Chwalą go też za subtelne analizy literaturoznawcze, jakie pozostawił, robiąc adnotacje np. na dziełach Dantego czy Ajschylosa. Matka proroctw Ludzi zawsze ciekawiła przyszłość. Najstarsza znana przepowiednia jest zapisana na tabliczce glinianej przez Asyryjczyków około 10 tys. lat temu. Był na niej napis: "Nasza ziemia podlega nieustannej degeneracji. Są znaki, które pokazują, że świat szybko zmierza do końca. Przekupstwo i korupcja są powszechne". Osoby wieszczące zawsze były uważane za jednostki szczególne, zarówno w głębokiej starożytności, jak i dziś. Chociaż "nasz" wieszcz, kozacki wędrowny poeta Wernyhora, który miał przewidzieć upadek Rzeczypospolitej i jej odrodzenie - mimo że sam niekoniecznie istniał - nie budzi już emocji. A kiedyś był kimś - na przykład dla Słowackiego, Wyspiańskiego czy Matejki. Matką wszystkich katastroficznych proroctw jest "Apokalipsa", której autorstwo przypisuje się najczęściej Janowi Ewangeliście, ukochanemu uczniowi Jezusa. Potocznie uważana jest za księgę wieszczącą zagładę świata, opisującą sceny pełne grozy, ale w istocie zawiera przesłanie pozytywne, uczy bowiem, że miłość pokona wszelkie zło. Jej autor ostrzega jednak, że każdemu, kto "Apokalipsę" interpretować będzie dowolnie, kalecząc jej sens, Bóg dołoży plag, które są zapisane w tej księdze, lub odejmie jego udział "w drzewie życia". Skoro tak, to może lepiej nie czytać i nie komentować tego trudnego dzieła? Mimo że większość Polaków mieni się chrześcijanami, mało kto pamięta, że Biblia surowo osądza i potępia praktyki wróżebne uprawiane poza ramami najpierw objawienia Mojżeszowego, następnie chrześcijańskiego. Stary Testament - w Księdze Powtórzonego Prawa - bezwzględnie potępia każdego, kto by uprawiał wróżby, gusła, przepowiednie, czary, stawiał horoskopy, czynił zaklęcia, pytał duchów i widma, zwracał się do umarłych. Ustami Ezechiela Bóg oznajmia, że jego ręka dotknie tych, którzy widzą rzeczy zwodnicze i przepowiadają kłamstwa, nawet jeśli robią to tylko dla zabawy. Jeśli ktoś myśli, że Nowy Testament pod tym względem jest bardziej liberalny, to mocno się myli. Równie ostro potępia wszelkie formy magii, a więc również wróżbiarstwa i astrologii. Prawo prorokowania w Nowym Testamencie przysługuje tylko tym, którzy otrzymali taki dar od Ducha Świętego. Naukowcy w roli wróżek Pomińmy zatem "proroctwa" osób żerujących na dużym zapotrzebowaniu na wszelkie horoskopy, wróżby, magie, a zajmijmy się przewidywaniami, których na pęczki dostajemy od ekonomistów, politologów, socjologów, klimatologów, synoptyków itp. Cechą wspólną wszelkich przewidywań jest to, że niemal z reguły są chybione, a jeżeli są celne, to dlatego iż prawdopodobieństwo było 50-procentowe, na wzór: albo będzie padać, albo nie. Z pewnością ludzi czeka i tak koniec, bo Słońce za jakiś czas - kilka miliardów lat - się wypali. Zanim jednak do tego dojdzie, może znacznie wcześniej dojść do zagłady ludzkości. Jeżeli tak się stanie, to - zdaniem prof. Andrzeja Kajetana Wróblewskiego, fizyka cząstek elementarnych z Uniwersytetu Warszawskiego - zabijemy się sami, przez własną nieodpowiedzialność, przez głupotę rasy ludzkiej. Większość prognoz ma charakter katastroficzny, złowrogi. Szczególnie w czasach trudnych, za jakie uchodzą obecne. A ma być jeszcze znacznie gorzej, nawet z jakimś armagedonem gospodarczo-finansowym włącznie. Tym straszą nas głównie ekonomiści. Warto jednak przypomnieć sentencję Herberta George'a Wellsa, który ponad 100 lat temu celnie zauważył, że rozwój gospodarczy w takim samym stopniu zależy od ekonomistów, jak pogoda od synoptyków. Pocieszać się zatem możemy faktem, że ekonomiści straszą nas obecnie ciężkim i głębokim kryzysem. Dlaczego? Ponieważ chyba nie zdarzyło się, by przepowiedzieli coś istotnego trafnie. Bać się więc powinniśmy, gdyby wieszczyli szybką i znaczącą poprawę sytuacji. Przypomnijmy, że prognozy wzrostu gospodarczego na 2008 i 2009 rok przygotowane przez ekspertów z Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) były bardzo mocno chybione. Także ekonomiści z innych renomowanych instytucji na świecie, np. z Banku Światowego czy agencji ratingowych, mylili się często potwornie. Regułą jest, że w przypadku Polski podawali prognozy wyraźnie niższe od efektów. Prof. Elżbieta Mączyńska, przewodnicząca Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, uważa, że głównym powodem tego, iż przewidywania ekspertów zawodzą, jest to, że "świat pędzi". Nie ma już teraźniejszości ani przeszłości. Niemal wszystko staje się w mgnieniu oka archeologią. Potrzeba prognozy Nadal jednak w mediach prognozy są chlebem powszednim i wciąż jest na nie zapotrzebowanie. Tak zresztą było od dawna, jeśli nie od zawsze. Rynkowi guru zawodzili, lecz ciągle byli słuchani. Tuż przed krachem na Wall Street w 1929 r. ekonomiści przekonywali, że ceny akcji osiągnęły "permanentnie wysoki pułap". Krótko przed kryzysem w 2008 r. agencje ratingowe przyznawały coraz wyższe noty Portugalii, Irlandii, Islandii, Włochom, Hiszpanii. Dziś eksperci prześcigają się w pesymistycznych scenariuszach dla Unii Europejskiej. Napędzają panikę. W końcu mało kto pamięta o tym, że kryzys dotyczy nadmiernego zadłużenia się państw, za którym stoi zła polityka finansowa prowadzona przez rządy niektórych z nich. To bardzo poważny problem, ale nie apokalipsa. Dług Japonii wynosi 13 bilionów dolarów, czyli dobrze ponad 200 proc. wartości jej PKB. Ktoś powie, że Japonii nie grozi kryzys, ponieważ jej długi znajdują się w 95 proc. w rękach japońskich inwestorów oraz dlatego, iż kraj ten ma drugie największe na świecie rezerwy walutowe. Ale w przypadku Włoch dług wynosi ok. 2 bln euro. W ponad 85 proc. wierzycielami są Włosi, a Italia pod względem rezerw walutowych jest na czwartym miejscu. Prognozy dotyczące rozwoju sytuacji w Europie, zwłaszcza w Unii Europejskiej, są czarne. Unia nie musi jednak zniedołężnieć. Nadal, jako całość, jest wyraźnie silniejsza niż USA, wytwarza prawie 4 razy więcej dóbr niż niemal 3-krotnie ludniejsze Chiny, a blisko 13 razy niż dwukrotnie ludniejsze Indie. Czarna przyszłość A jednak prognozy dla UE, a zatem i Polski nie nastrajają optymizmem. Fundacja ds. Nauki i Polityki, jedna z kluczowych niemieckich organizacji eksperckich, wieszczy, że już w pierwszym kwartale 2012 r. w niemal wszystkich krajach strefy euro koniunktura poważnie osłabnie, gospodarki pogrążą się w recesji, wzrośnie bezrobocie. Grecja zacznie dogorywać. Portugalia rozpocznie marsz na dno. Oprocentowanie portugalskich obligacji osiągnie poziom niemożliwy do sfinansowania. W podobnej sytuacji znajdą się Hiszpania i Włochy. W październiku 2012 r. ze strefy euro ma wystąpić Grecja, co oznacza powrót drachmy. Upadnie wiele banków. Neil Ferguson, historyk z Uniwersytetu Harvarda, przyszłość Unii też widzi w ciemnych kolorach. Zakłada, że powstaną Stany Zjednoczone Europy na czele z Niemcami i Francją. Z UE wyjdzie Wielka Brytania. Kraje skandynawskie powołają do życia Ligę Nordycką. Proszę się jednak z góry nie martwić. Ekonomiści, eksperci i naukowcy z zasady się mylą. Wytknijmy jednemu z najbardziej znanych filozofów XX wieku Erichowi Frommowi, że w połowie lat 60. przewidywał, iż Związek Sowiecki w ciągu około 3 dekad stanie się największym mocarstwem gospodarczym. Prognozował też, że Niemcy nigdy się nie zjednoczą. Horoskop na 2012 rok. Sprawdź A Alvin Toffler, jeden z najsłynniejszych proroków współczesności, na początku lat 90. prorokował naszej części świata powszechne konflikty etniczne, wojnę domową w państwach bałtyckich z udziałem Polski, wojny terytorialne pomiędzy Niemcami i Polakami, Węgrami i Rumunami oraz kolonizację Europy Środkowo-Wschodniej przez Niemcy. Horoskop finansowy na 2012 rok. Sprawdź Najsłynniejszym uczonym proroctwem ostatniego półwiecza był opublikowany w 1972 r. raport Klubu Rzymskiego. W oparciu o ten raport zrodziły się liczne ruchy ekologiczne i polityczne, miał on wpływ na programy wielkich partii i życie całych społeczeństw. Tymczasem według proroctw raportu już w 1981 r. miały wyczerpać się światowe rezerwy złota, 4 lata później - srebra, od 1992 r. - ropy. Rok później gazu. Grozę budzono też demografią. Straszono i straszy się nas także zagładą gatunków, strasznymi konsekwencjami ocieplania się klimatu w skutek działalności człowieka. Prawda jest jednak o wiele bardziej złożona. Włodzimierz Knap Czytaj więcej: Ruszył tramwaj na Ruczaj Sylwestrowa zabawa najmniejszym kosztem Kiedy bulwary nad Sołą przestaną straszyć