Ludzie z Demokratycznego Zrzeszenia Studenckiego walczą z wizją studiów, w której chodzi tylko o kształcenie przyszłych pracowników. Aktywiści mają zastrzeżenia do polskich i europejskich reform szkolnictwa wyższego. Urządzili protest i planują kolejne. Daniel Wójcik, przedstawiciel DZS w Krakowie, nie chce rzucać butelkami z benzyną. Jednak okupowanie budynków mieści się w jego wyobrażeniach o dopuszczalnej akcji "bojowej". Rynek i czysta wiedza Wójcik marzy o bezinteresownym udostępnianiu wiedzy. Wyższe uczelnie, według aktywisty, nie mogą być podporządkowane doraźnym interesom rynku pracy i firm. - Taka podległość jest niezgodna z tradycjami uniwersytetów - zauważa student Wójcik. Uczelnia, jak twierdzi działacz, nie powinna być tylko fabryką kadr dla handlu i przemysłu. Przedstawiciel DZS ma nadzieję, że uda się zatrzymać proces oddawania uczelni we władanie rynku. - Gdyby pracodawcy przejęli całkowitą kontrolę nad szkołami wyższymi, z kraju zniknęliby matematycy i humaniści. Firmy wolałyby kształcić tylko takich specjalistów, którzy są w danej chwili potrzebni w przedsiębiorstwach - stwierdza Wójcik. - Nie jesteśmy przeciwni temu, żeby absolwent studiów znalazł pracę. Jednak szkolenie przyszłych pracowników nie może być celem szkolnictwa wyższego. Także sama uczelnia nie powinna stać się czymś podobnym do firmy. Tymczasem w Europie uczelniom zagraża i podporządkowanie edukacji wymogom firm z sektora prywatnego, i upodobnienie szkoły wyższej do korporacji ze scentralizowanym kierownictwem - dodaje. Według informacji Zrzeszenia, organizację zakładało ok. 300 osób. Wójcik podaje, że w Krakowie zrzeszała ona na początku kilkunastu aktywistów (po zorganizowaniu protestu pojawili się nowi zainteresowani). Uczestnicy ruchu nie tylko sprzeciwiają się procesowi komercjalizacji uczelni, ale też mają zastrzeżenia wobec planów wprowadzenia odpłatności za drugi kierunek studiów i polityki w zakresie stypendiów. Student bez idei? Prof. Zbigniew Nęcki, psycholog społeczny, uważa dzisiejszych studentów za wymagających partnerów. Mówi, że współczesny żak potrafi być bardziej niepokorny od tego z czasów dawnych studenckich rebelii. - Owszem, kiedyś były polityczne bunty na uczelniach. Jednak młodzi ludzie akceptowali to, że w szkole wyższej rządził nauczyciel akademicki. Dziś studenci oceniają wykłady, zabierają głos w sprawie dydaktyki, śmiało domagają się przywilejów i mają swoich przedstawicieli w różnych instytucjach - zauważa profesor. Nęcki dostrzega aktywność studentów w sprawach, które bezpośrednio dotyczą żakowskiego środowiska. Nie widzi podobnego zaangażowania młodych w problemy kraju i świata, w politykę. - Pozostaje ona sferą pogardzaną, od której studenci najchętniej izolują się - mówi. - Tak jest w większości wypadków, chociaż jest też grupa zaangażowanych w różne ruchy o ogólniejszych celach. Łukasz Chmielowski redakcja.krakow@echomiasta.pl