Wczoraj wieczorem mężczyzna poszedł do toalety. Gdy stał przy oknie, padły dwa lub trzy strzały. Żaden jednak nie był celny. 38-latek nie został ranny. Łazienkowe okno jest na wysokości prawie dwóch metrów. W jego prawym, dolnym rogu można dostrzec dwie dziury po pociskach, tzw. przestrzeliny. Są one oddalone od siebie o ok. 3 cm, co oznacza, że sprawca oddał strzały z tego samego miejsca. Janusz K. próbował się ukryć za jedną ze ścianek. W panikę wpadli także pacjenci, którzy słyszeli strzały. Opiekująca się nimi pielęgniarka kazała im położyć się na podłodze. Zamachowiec nie miał problemów z ucieczką. Teren szpitala to kilkadziesiąt hektarów powierzchni i można stąd bez trudu się wydostać. Na miejscu cały czas jest policja i specjaliści od balistyki. W środku budynku i na zewnątrz pracują policyjni technicy. Zdemontowali już parapet, na którym sprawca mógł zostawić ślady. W łazience znaleziono dwa pociski, które przebiły szybę i utkwiły w ścianie. Z kolei na zewnątrz policji udało się natrafić na odciski butów zamachowca. Dzięki nim wiadomo, że sprawca podszedł pod samo okno znajdujące się na parterze budynku, a później, po oddaniu strzałów, uciekł w kierunku ogrodzenia. Na parapecie są też odciski palców. Nie wiadomo jednak, czy należą do zamachowca. Teraz "Bokserek" jest chroniony przez policję. Prawdopodobnie dziś zostanie wypisany z placówki. 38-letni Janusz K. trzy miesiące temu został zatrzymany na lotnisku w Balicach. Na pokład samolotu próbował wnieść broń i ostrą amunicję. Według nieoficjalnych informacji kilka dni temu sam zgłosił się do szpitala na badania psychiatryczne i leczenie. Miał urojenia, że ktoś go śledzi. Maciej Grzyb Magdalena Partyła