Chodzi o sprawę z 16 listopada. Zgodnie z relacjami policji ok. godz. 19 policjant podszedł do jednej z uczestniczek nielegalnego zgromadzenia przed Filharmonią Krakowską, która głośno wykrzykiwała wulgarne słowa. Funkcjonariusz po przedstawieniu się chciał ją wylegitymować, ale był ignorowany przez protestującą. Policjant pouczył kobietę, że odmowa podania danych jest wykroczeniem oraz poinformował ją o możliwości zatrzymania i zastosowania środków przymusu w celu wyegzekwowania wymaganego prawem zachowania. Jednak to, jak podała w swoim stanowisku policja, nie poskutkowało, a miało efekt wręcz przeciwny. Kobieta uderzyła funkcjonariusza drewnianym przedmiotem, który trzymała w ręce. Miała stwierdzić, że w ten sposób "robi sobie przestrzeń". Przy braku reakcji na polecenia policjanci siłowo przetransportowali kobietę do radiowozu, aby tam wykonać czynności mające na celu ustalenie jej tożsamości i sporządzić dokumentację w kwestii wykroczeń jakie popełniła. Kiedy mundurowi usiłowali wprowadzić kobietę do radiowozu, ta miała być agresywna, m.in. miała kopnąć policjanta w kolano i wyzywać. Wówczas policjant poinformował kobietę, że popełniła przestępstwo znieważenia oraz naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza, na co usłyszał kolejne inwektywy. Przewieziona w kajdankach Uczestniczka protestu trafiła do jednego z komisariatów w celu ustalenia jej tożsamości. Zgodnie z relacją policji w trakcie przejazdu kobieta nie reagowała na polecenia, była pobudzona ruchowo, zachowywała się nieracjonalnie. Policjanci musieli założyć zatrzymanej kajdanki. Po przyjeździe do komisariatu kobieta miała jeszcze przez kilkadziesiąt minut obrażać policjantów. Po tym czasie uspokoiła się i udało się uzyskać jej dane osobowe. Po sporządzeniu protokołu została zwolniona i otrzymała wezwanie do stawiennictwa w komisariacie w innym terminie. Dwie wersje Relacja Aleksandry, przekazana "Gazecie Wyborczej", różni się od wersji przedstawionej przez policję. Kobieta twierdzi, że została wylegitymowana, gdy chciała przejść przez przejście i dostała mandat za niestosowanie się do poleceń. Mandatu nie przyjęła. Zgodnie z relacjami kobiety to wobec niej funkcjonariusze byli brutalni, mieli ją szarpać za włosy i siłą zabrać do radiowozu. W radiowozie mieli ją powalić tak, że stłukła sobie kolano i głowę. Mieli też śmiać się z niej i zapytać, czy jest "wariatką". Zakuta w kajdanki trafiła na komisariat na Kazimierzu, gdzie miała usłyszeć, że trafi do więzienia poza miastem. Kobieta przyznała, że powiedziała mundurowym, że po zmianie władzy zapłacą za swoje czyny. We wtorek kobieta usłyszała zarzuty znieważenia oraz naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza za co grozi do trzech lat pozbawienia wolności. - Kobieta w trakcie protestu oraz zatrzymania dopuściła się także wykroczeń, wobec których na chwilę obecną trwają odrębne postępowania wyjaśniające w Komisariacie I Policji w Krakowie - przekazał Gleń.