Do Rzecznik Praw Obywatelskich trafiła petycja grupy przyjaciół i sąsiadów rodziny Batdavaa, zwracających się z prośbą o wstrzymanie deportacji. Jak tłumaczą, nielegalny pobyt rodziny przez tyle lat w Polsce wynikał z nieznajomości prawa. W petycji podkreślono, że rodzice do tej pory pracowali i utrzymywali dzieci (matka Jargal Jamda od lat wykonuje pracę tłumacza języka mongolskiego na potrzeby urzędów i instytucji takich jak sądy, policja, straż graniczna itp. - przyp. red.), dwaj starsi synowie studiują, a najmłodszy, który tutaj się urodził, zupełnie nie zna mongolskich realiów. - RPO podejmie sprawę z urzędu i podejmie czynności wyjaśniające - powiedziała w piątek dyrektor departamentu zespołu prawa administracyjnego i gospodarczego w biurze RPO Katarzyna Łakoma. Rodzina musi opuścić Polskę? Pięcioosobowa rodzina Batdavaa przebywa w Polsce od 2000 r., mieszkają w Krakowie; najmłodszy syn urodził się już w naszym kraju. Przez ten okres, jak zapewniają ich przyjaciele, nikt z nich nie wszedł w konflikt z prawem. Na początku bieżącego roku rodzina, decyzją wojewody małopolskiego, została umieszczona w ośrodku dla uchodźców w Przemyślu, teraz grozi jej deportacja do Mongolii. Jak powiedziała rzeczniczka wojewody małopolskiego Joanna Sieradzka, rodzinie wielokrotnie proponowano rozwiązania prawne, które pomogłyby w legalizacji ich pobytu w Polsce. - Niestety rodzina z możliwości tych nie korzystała. Były krótkie okresy, kiedy mieli oni tzw. wizy proceduralne, wydawane na czas załatwienia sprawy - mówiła Sieradzka. Dwaj bracia są studentami AGH Dodała, że decyzję wojewody o wydaleniu rodziny podtrzymały Urząd ds. Cudzoziemców i sąd. - Być może jednak Urząd ds. Cudzoziemców znajdzie jeszcze jakieś inne rozwiązanie. W związku z tym, że jeden z członków tej rodziny jest tuż przed obroną pracy inżynierskiej na Akademii Górniczo-Hutniczej, wojewoda poprosił Straż Graniczną o pomoc, aby student ten mógł przyjechać na egzamin końcowy - powiedziała Sieradzka. - Uczelnia skierowała prośbę o wyjaśnienie tej sytuacji do wojewody. Decyzja o deportacji zapadła zapewne zgodnie z prawem, ale za złą praktykę uważamy brak konsultacji i niepoinformowanie o podjętych działaniach uczelni. To są nasi studenci, dlatego interesujemy się ich losami - powiedział rzecznik AGH Bartosz Dembiński. Dodał, że obaj bracia dostali się na studia zgodnie z wymogami uczelni. Droga odwoławcza jest wyczerpana Rzeczniczka Urzędu do spraw Cudzoziemców Ewa Piechota poinformowała w piątek, że "decyzje dotyczące procesu legalizacji pobytu wydawane wobec cudzoziemców przez szefa Urzędu do Spraw Cudzoziemców mają charakter ostateczny". - W toku przeprowadzonych dotychczas i zakończonych postępowań w sprawie legalizacji pobytu została wyczerpana droga odwoławcza - oświadczyła rzeczniczka. Dyrektor departamentu zespołu prawa administracyjnego i gospodarczego w biurze RPO Katarzyna Łakoma powiedziała, że pracownicy biura RPO pojadą na miejsce, by spotkać się z tą rodziną i wyjaśnić, jak sprawa wygląda z ich strony. - Chcemy też ustalić, czy jest możliwość podważenia czy zaskarżenia w trybie procesowym wydanych w tej sprawie decyzji. Sprawdzimy, czy terminy nam nie upłynęły, jaka jest właściwie treść uzasadnienia tej decyzji o wydaleniu, czy ona uwzględnia stan faktyczny, bo ci ludzie są tyle lat w Polsce - dodała. Eurodeputowany apeluje w sprawie rodziny - To wszystko będzie podlegało postępowaniu wyjaśniającemu Rzecznika, który w oparciu o to dopiero podejmie decyzje co do dalszego działania - powiedziała Łakoma. - Mamy nadzieję, że będziemy mogli coś w tej sprawie jeszcze zrobić - dodała. Wskazała, że orzecznictwo Trybunału Strasburskiego dotyczące deportacji w skrajnych przypadkach - gdy deportowani, tak jak najmłodszy syn rodziny Batdavaa, nie mieli żadnych kontaktów z krajem pochodzenia - mogą być uznane za naruszenie prawa do humanitarnego traktowania. W sprawę zaangażował się też m.in. eurodeputowany Bogusław Sonik. Zaapelował on do ministra SWiA Jerzego Millera o wydanie zgody na pobyt rodziny Batdavaa w Polsce. Sonik wskazał, że "takie traktowanie cudzoziemców, którzy od wielu lat mieszkają, pracują i uczą się w Polsce, należy uznać za niehumanitarne i niedopuszczalne, zwłaszcza że rodzina Batdavaa wielokrotnie podejmowała próby zalegalizowania pobytu w Polsce".