Chodzi m.in. o drogę dojazdową zarówno do ich domu, jak i do garaży wozów bojowych w remizie, którą rzekomo zagarnąć chcą druhowie. Mediacji w tej sprawie podjął się wójt gminy Poronin oraz Maria Gruszka, prezes Stowarzyszenia Obrony Praw Obywateli Powiatu Tatrzańskiego. Wyjazd z garaży dla strażackich wozów jest usytuowany tak nieszczęśliwie, że nie prowadzi wprost na główną ulicę, tylko przez drogę dojazdową. Jej część należy do państwa Lassaków. Boją się oni, że stracą do niej prawo, bo strażacy - co prawda za ich słownym pozwoleniem - użytkują ją od 23 lat. Grozi to zasiedzeniem terenu. Boją się, że stracą prawo do drogi - Jeszcze chwila i strażacy ją przejmą, i boimy się, że stracimy drogę dojazdową do naszej posesji. Nie możemy na to pozwolić - mówi Adam Lassak z Zębu. Czara goryczy przelała się, gdy jego żona w geodezji znalazła mapę, według której cała droga należy do druhów. Posądzają oni strażaków, że to za ich namową została ona sporządzona. Ci o niczym nie wiedzą. Jednakże pan Adam od razu zagrodził część ulicy, zostawiając jednak trochę miejsca na wyjazd dla wozów bojowych. Jednocześnie złożyli wniosek o przeprowadzenie rozgraniczenia. - Chcemy, by strażacy podpisali z nami umowę, nawet za symboliczną złotówkę, aby mogli korzystać z części naszego dojazdu. Jeśli tego nie zrobią, zagrodzimy drogę - zapowiada pan Adam. Domagają się podpisania umowy Co prawda zapewnia, że nie zastawi wjazdu do garaży w remizie, jednak nie ugasiło to obaw mieszkańców Zębu. - A jeżeli wozy nie będą mogły szybko wyjechać do pożaru? To bardzo niebezpieczna sytuacja i powinno się ją jak najszybciej rozwiązać - mówi pani Józefa z Zębu. Dlatego mediacji w tym sporze w Zębie podjął się wójt gminy Poronin, Bronisław Stoch oraz Maria Gruszka, znana gaździna, prezes Stowarzyszenia Obrony Praw Obywateli Powiatu Tatrzańskiego, sama pochodząca z tej najwyżej położonej miejscowości w kraju. - Zawsze można się tak porozumieć, aby wszyscy na tym skorzystali. Tak, by i strażacy mogli korzystać z drogi - przecież ich praca służy całej społeczności - a zarazem by własność państwa Lassaków na tym nie ucierpiała. Po to właśnie prosiłam o zorganizowanie tego spotkania - mówi Maria Gruszka. Sprawa tajemniczej mapki Natomiast sprawę tajemniczej mapki, wedle której sąsiedzi OSP nie są w posiadaniu własnej drogi, wyjaśnia Bronisław Stoch. - Została ona sporządzona przez jednego z geodetów, jakich na rynku jest wielu. Nie ma ona dla gminy żadnego znaczenia. Dlatego właśnie zostanie przeprowadzone rozgraniczenie, by rozwiać wszelkie wątpliwości co do tego, ile i która część do kogo należy. W tej sprawie gmina nie jest i nie może być stroną. Porozumienie zależy jedynie od państwa Lassaków oraz strażaków - zaznacza. Jednocześnie zadeklarował pomoc ze strony gminy Poronin. - Możemy pomóc w przygotowaniu umowy z pomocą naszych prawników, tak by przynajmniej ograniczyć koszty - zapewnia Stoch. Jaką decyzje podejmą strażacy z Ochotniczej Straży Pożarnej w Zębie, jeszcze nie wiadomo. Konflikt ma jeszcze drugie dno... - Decyzję w sprawie ewentualnej umowy z sąsiadami w sprawie drogi musi podjąć zarząd. Jaka będzie jego decyzja, tego nie wiem. Ja jestem tylko reprezentantem OSP w Zębie. Na pewno będziemy na ten temat rozmawiać - mówi Roman Ciężadlik, prezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Zębie. Rozgraniczenie zostanie przeprowadzone w przyszłym tygodniu. Tyle też sąsiedzi druhów dali im czasu do namysłu. Sprawa ma jednak jeszcze drugie dno. Strażacy planowali bowiem rozbudowę remizy, co pozwoliłoby im na wybudowanie wyjazdu dla wozów bezpośrednio na główną ulicę. Aby jednak to było możliwe, potrzebna jest zgoda sąsiadów. Ci jednak obawiają się, że stracą przez to część swojej działki, gdyż jak zaznaczają, tak wynika z planów inwestycji, których są w posiadaniu. Temu druhowie również zaprzeczają. Żądają odszkodowania za zgodę - Żądają od nas odszkodowania za zgodę. Jeśli jednak wypłacimy je im, inni sąsiedzi, którzy już wyrazi zgodę na rozbudowę, też się o pieniądze upomną - obawia się Ciężadlik. Jak dodaje, była szansa na pozyskanie dotacji z Unii Europejskiej na inwestycję - nawet 300 tysięcy złotych. Niestety, trwający od trzech lat spór spowodował, że te pieniądze przepadły. W całej tej sytuacji wydaje się, że najlepszym rozwiązaniem byłoby przeniesienie remizy w inne miejsce. I takie wyjście satysfakcjonowałoby sąsiadów druhów. Łukasz Razowski lukasz.razowski@dziennik.polski.pl Kto sieje defetyzm Cztery ręce zamiast sześciu Śmigłowce "rozpyliły śmierć"