Chłopak - jak mówią policjanci - jechała z tak dużą prędkością, że dosłownie przeleciał w powietrzu nad rondem w centrum miasta i wbił się samochodem w ścianę pobliskiej stacji kolejowej. - Huk był tak potężny, że słyszeliśmy go w oddalonym od miejsca zdarzenia komisariacie - przyznają w rozmowie z dziennikarzem RMF FM funkcjonariusze. Strażacy musieli użyć specjalistycznego sprzętu, by wydobyć 20-latka ze zmiażdżonego wraku samochodu. Auto należało do jego matki. O poranku na Podhalu panuje mały ruch. Jest jednak mglisto i chłodno. W wyższej położonych miejscowościach na drogach może być bardzo ślisko.