21 listopada w wyniku zawału serca zmarła 66-letnia mieszkanka Raby Niżnej w gminie Mszana Dolna. Wcześniej do pacjentki trzykrotnie wzywano limanowskie pogotowie z podstacji w Mszanie Dolnej. Według syna zmarłej, lekarze nie chcieli jej zabrać do szpitala. Dyrekcja placówki twierdzi jednak, że to kobieta nie chciała być tam zabrana. - 19 listopada moja mama została przyjęta w Limanowej na dializę. Niestety, wskutek niskiego ciśnienia tętniczego, zabieg nie został wykonany do końca - mówi syn kobiety. - Po powrocie do domu zaczęła uskarżać się na narastające, rozległe bóle mięśniowe w okolicy kręgosłupa. Następnego dnia dolegliwości się nasiliły, więc wezwałem pogotowie ratunkowe z Limanowej i poinformowałem lekarza, że mama jest dializowana - dodaje. Pogotowie odjechało Z relacji syna zmarłej wynika, że po zbadaniu pacjentki lekarz stwierdził, iż nie widzi potrzeby zabierania jej do szpitala, mimo że mężczyzna informował go, iż ordynator stacji dializ nakazał mu w każdym tego typu przypadku przewozić kobietę do szpitala karetką. Lekarz odmówił i zaproponował podanie jej domięśniowo silnego leku przeciwbólowego. - Nie zgodziłem się na to, ponieważ ogólnie wiadomo, że pacjentom poddawanym dializoterapii nie podaje się leków domięśniowych ze względu na możliwość wystąpienie krwotoku - podkreśla syn zmarłej. Pogotowie odjechało. Mężczyzna dodaje, że kolejnego dnia musiał ponownie wezwać karetkę, bo mama źle się czuła. - Bolał ją coraz bardziej odcinek szyjny, lędźwiowy i krzyżowy kręgosłupa - mówi syn. - Na miejsce przyjechał ten sam lekarz. Stwierdził, że nic wielkiego się nie dzieje, podał leki przeciwbólowe i odjechał, chociaż mówiłem mu, aby rozważył przewiezienie jej do szpitala. Odpowiedział, że gdyby bóle się nasiliły, mam dzwonić na pogotowie. "Zacząłem tracić z mamą kontakt" Z relacji syna pacjentki wynika, że tego samego dnia wieczorem bóle wróciły, więc wezwał karetkę jeszcze raz. - Zacząłem tracić z mamą kontakt - opowiada. - Tym razem inny lekarz stwierdził, że nie ma sensu podawania jej leków, dopóki nie skonsultuje się ze stacją dializ, ale nie podjął żadnej próby kontaktu. Zaproponował jednak, że podniesie mamę z łóżka i stwierdził, że pacjentka przesadza z tym bólem. Zalecił smarowanie maściami przeciwbólowymi. Jak wynika z relacji mężczyzny, 21 listopada rano udał się on do ośrodka zdrowia w Rabie Niżnej, gdzie lekarz rodzinny zlecił transport i skierowanie jego matki do szpitala w Nowym Targu. - Około godziny 10 przyjechał samochód, który miał zabrać mamę na planowaną dializę, kierowca jednak powiedział, że w takiej sytuacji mamy nie weźmie - kontynuuje relację syn zmarłej na zawał kobiety. Na pomoc było za późno. Kobieta zmarła - Wezwałem karetkę ze szpitala w Limanowej, która przewiozła mamę do szpitala w Nowym Targu. Było już jednak za późno. Organizm jej był skrajnie wyczerpany i nie reagował na leki. Mama zmarła tego samego dnia o godzinie 17:40. Zawał serca, jako bezpośrednią przyczynę śmierci, wykazała sekcja zwłok. - Mama zabrana wcześniej do szpitala zostałaby dokładnie zbadana i mogłaby żyć. Po śmierci chciałem uzyskać kserokopię dokumentacji interwencji przybyłych karetek, jednak usłyszałem, że w celu ich uzyskania muszę posiadać pełnomocnictwo... zmarłej matki - dodaje rozżalony syn kobiety. Z informacji, do których dotarli dziennikarze wynika, że pacjentka zmarła w szpitalu w Nowym Targu - tak brzmi oświadczenie dla prasy przesłane przez dyrekcję Szpitala Powiatowego w Limanowej, w skład którego wchodzi także pogotowie ratunkowe. Oświadczenie Szpitala Powiatowego w Limanowej "Przeprowadziliśmy postępowanie wewnętrzne, z którego wynika, że karetka szpitalna była u pacjentki trzy razy: jeden raz 19 listopada i dwa razy 20 listopada. W składzie karetki znajdowali się doświadczeni lekarze. Nie stwierdzili stanu zagrożenia życia, jednak z ostrożności każdorazowo zalecali przewiezienie do Szpitala Powiatowego w Limanowej, na co pacjentka i jej syn nie wyrazili zgody. Z dokumentacji wynika również, że pacjentka nie wyraziła zgody na podanie leków. Nie jest nam znana przyczyna zgonu pacjentki i w naszej ocenie nie może to być wiązane z pracą naszego pogotowia. Jeszcze raz zaznaczam, że pacjentka i jej syn nie zgadzali się na przewiezienie do szpitala w Limanowej. Rozumiem, iż sprawą zajmie się prokurator, w związku z tym, do tego czasu nie chciałbym podawać niesprawdzonych informacji." Sprawą zajęła się limanowska prokuratura. Kuba Toporkiewicz Czytaj więcej: Sołtysi zaprotestowali Podatki w górę Szansa na legalizację wyciągu