Jak powiedział rzecznik zakopiańskiej policji Kazimierz Pietruch, chłopiec upadł z wysokości około 2,5 metra na betonową posadzkę. Załoga karetki reanimowała chłopca, ale mimo wysiłków dziecko zmarło po przewiezieniu do zakopiańskiego szpitala. Prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie. Pietruch dodał, że stało się to po obiedzie, gdy chłopiec poszedł do pokoju. - Opiekunowie dziecięcej kolonii byli trzeźwi - zaznaczył. - Jesteśmy tutaj z dziećmi, bo chcemy z nimi być. Nie dla pieniędzy. Dla nas to, co się stało jest niewyobrażalną tragedią. Nie wiem, jak po tym dramacie dojdziemy do siebie - podkreślają opiekunki. Ze wstępnych ustaleń śledczych wynika, że był to nieszczęśliwy wypadek. Chłopiec najprawdopodobniej za bardzo wychylił się za barierkę. Chłopiec na co dzień mieszkał w domu dziecka w Gliwicach, ze swoją o rok młodszą siostrą. Oboje przebywali w Białym Dunajcu na wakacjach. W sierpniu rodzeństwo miało trafić do rodziny zastępczej.