- Chcemy zaapelować do dyrekcji Muzeum i do ministra kultury, aby skradziony z bramy wejściowej napis "Arbeit macht Frei" zostawić w takim stanie, w jakim on dzisiaj jest, czyli zniszczony, ponieważ jest to kolejny dowód na to, że ze strony osób, które podnoszą dłoń do góry w charakterystycznym rzymskim geście nadal istnieje zagrożenie dla społeczeństwa, że neofaszyzm dalej jest bardzo groźny - powiedział Gondek podczas konferencji prasowej. Dodał, że chodzi o to, by napis "symbolizował kolejne z dziejów obozu Auschwitz-Birkenau". - Napis ten trzeba wyeksponować w takim stanie, w jakim jest jako przykład tego, czego ludzie dalej powinni się obawiać - wyjaśnił szef krakowskiego SLD. Rzecznik prasowy muzeum Auschwitz Jarosław Mensfelt powiedział, że decyzja w sprawie naprawy historycznego napisu już zapadła, a konserwatorzy tuż po przekazaniu "Arbeit macht frei" przez policję, zaczęli prace. - Nikt nie miał cienia wątpliwości, że trzeba przywrócić sprofanowany napis do stanu jak najbliższego temu sprzed kradzieży - powiedział. Tablica z historycznym napisem "Arbeit macht frei" znad bramy b. niemieckiego obozu została skradziona 18 grudnia 2009 roku nad ranem. Napis odnaleziono kilkadziesiąt godzin później we wsi Czernikowo koło Torunia. Przestępcy pocięli go na trzy części. O udział w kradzieży podejrzanych jest pięciu Polaków. Z ustaleń prokuratury wynika, że działali na zlecenie pośrednika ze Szwecji, Andersa Hoegstroema, który jest ścigany listem gończym przez prokuraturę.