Jak poinformowała rzeczniczka kujawsko-pomorskiej policji Monika Chlebicz, w piątek o godzinie 16 z sądu w Krakowie przyszło polecenie zatrzymania skazanych braci Radosława M. i Łukasza M., a po upływie niespełna 1,5 godziny zostali oni już ujęci. Niezwłocznie też zostali przewiezieni do więzienia w odległym o 25 kilometrów Włocławku. Sąd nie przysłał polecenia zatrzymania trzeciego skazanego, Pawła S. Rzeczniczka zaznaczyła, że "wcześniejsze zatrzymanie tych mężczyzn przez kujawsko-pomorską policję w tej sprawie było niemożliwe z uwagi na brak podstaw prawnych". Skazani za kradzież napisu "Arbeit macht frei" Łukasz M. i Radosław M. oraz Paweł S. w środę 20 kwietnia mieli zgłosić się do obywania kary w Zakładzie Karnym we Włocławku. Nie stawili się. Po trzech dobach sąd ma prawo zarządzić doprowadzenie ich do zakładu karnego, a w przypadku ich ukrywania się - zarządzić poszukiwanie listem gończym. W związku z niestawieniem się skazanych w zakładzie karnym minister Krzysztof Kwiatkowski polecił Dyrektorowi Generalnemu Służby Więziennej natychmiastowe zawiadomienie właściwego sądu o tym fakcie. W środę wieczorem służba więzienna poinformowała już Sąd Okręgowy w Krakowie, iż wszyscy trzej skazani nie stawili się do odbycia kary - podał wydział informacji Ministerstwa Sprawiedliwości. Wszyscy trzej skazani złożyli wnioski o odroczenie wykonania kary. Powoływali się w nich na trudne sytuacje rodzinne. Sąd rozpozna te wnioski w maju. Złożenie takich wniosków nie zwalnia jednak skazanych od stawiennictwa w zakładzie karnym dla odbycia kary. W piątek, zanim zatrzymano dwóch skazanych, w krakowskim Sądzie Okręgowym odmówiono informacji, czy podjęto jakiekolwiek decyzje w sprawie trzech skazanych, którzy nie stawili się do więzienia. - Nie będziemy dziennikarzy informować, czy nakaz doprowadzenia jest wystawiony, ponieważ dobro tej czynności wymaga, by nie była ona upubliczniona. Nie wiem, czy została podjęta jakaś decyzja - mówił rzecznik sądu, sędzia Rafał Lisak. Trzej złodzieje zostali skazani na kary od półtora roku do dwóch i pół roku pozbawienia wolności. Wyrok zapadł 18 marca, trzy miesiące od kradzieży. Żadna ze stron - zarówno oskarżeni, jak i prokurator - nie odwoływała się od niego. Oskarżeni zostali zwolnieni z aresztu do czasu uprawomocnienia się wyroku. Kiedy wyrok stał się prawomocny - sąd wyznaczył im datę 20 kwietnia do stawiennictwa w zakładzie karnym. Prokuratura oskarżyła dwóch braci Radosława M. i Łukasza M. oraz Pawła S. o to, że w nocy z 17 na 18 grudnia 2009 roku uczestniczyli w kradzieży napisu "Arbeit macht frei", znajdującego się nad bramą prowadzącą na teren byłego hitlerowskiego obozu zagłady Auschwitz-Birkenau i stanowiącego dobro o szczególnym znaczeniu dla kultury oraz wpisanego na Światową Listę Dziedzictwa UNESCO. Sprawcy uszkodzili napis, tnąc go na części. Mężczyźni w śledztwie przyznali się do stawianych im zarzutów; wszyscy wyrazili chęć dobrowolnego poddania się karze i złożyli wnioski o wydanie wyroku bez przeprowadzania postępowania sądowego. Wnioski te znalazły się w skierowanym do sądu akcie oskarżenia. 18 marca sąd przychylił się do nich i wydał wyrok na posiedzeniu bez przeprowadzania rozprawy. Oskarżeni w ostatnim słowie wyrazili żal i wstyd za to, co zrobili. Sąd skazał Pawła S., który podczas kradzieży pełnił rolę kierowcy, na półtora roku pozbawienia wolności. Łukasz M. został skazany na karę dwóch lat i czterech miesięcy pozbawienia wolności, a jego brat Radosław, u którego znaleziono także amfetaminę - na dwa i pół roku pozbawienia wolności. Wszyscy będą musieli zapłacić po 10 tys. zł nawiązki na Fundację Muzeum Auschwitz-Birkenau oraz po tysiąc złotych jako częściowy zwrot kosztów postępowania. Sąd uznał, że wina oskarżonych nie budzi wątpliwości, a całość zebranego materiału dowodowego wskazuje zarówno na to, kto dokonał kradzieży, jak i to, kto był jej inicjatorem. Podkreślił, że pomysł kradzieży napisu zrodził się w 2009 roku bez udziału oskarżonych. W krakowskim areszcie przebywa wydany Polsce obywatel Szwecji, Anders Hoegstroem, podejrzany o namawianie do kradzieży napisu. Podczas przesłuchania Hoegstroem nie przyznał się do winy i przedstawił własną wersję wydarzeń, która jest weryfikowana przez prokuraturę.