(Nie)wesołe jest życie studenta Magda P. wyjeżdżając z rodzinnej Stróży , żeby rozpocząć studia matematyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim, była pełna optymizmu po okresie pozytywnych doświadczeń, jakie wyniosła ze szkoły średniej. Wiele słyszała o przyjemnym i lekkim życiu studenckim, o którym krążą przecież legendy. - Od początku wszystko było nie tak. Najpierw mieszkanie, które wynajęłam w ciemno, okazało się straszną ruderą. Nie stać mnie było na samodzielny pokój, więc musiałam się dostosować do intensywnego życia mojej współlokatorki. Studia także okazały się rozczarowaniem. Ich poziom był tak wysoki, że Magda zrezygnowała po pierwszym semestrze. Najtrudniejsza była jednak samotność. - W grupie dominowali krakusi, zdystansowani do przyjezdnych. Po pół roku wróciłam do domu z podkulonym ogonem - wyznaje cicho Magda. Okazuje się, że studiujący młodzi ludzie nie są już tak otwarci na nowe przyjaźnie, jak w szkole średniej. Wielu z nich pracuje, niektórzy studiują na kilku kierunkach. Są też tacy, którzy na ostatnich latach studiów zakładają rodziny. Większość nie ma czasu na tworzenie i pielęgnowanie przyjaźni. Akademiki, niegdyś centra studenckiego życia, stały się sypialniami, do których wraca się po ciężkim dniu. Coraz większą popularnością cieszą się stancje, gdzie - oprócz lepszych warunków mieszkaniowych - łatwiej o chwile spokoju potrzebne do nauki. Dziś życie studenta to głównie nauka i praca, od czasu do czasu... tanie piwo. Podyskutuj na ten temat na czacie Nie znaczy to, że życie studenckie zamarło. Wciąż istnieje grupa studentów, którym w mniejszym stopniu zależy na zdobywaniu wiedzy. Pociąga ich za to szalone tempo życia, także niekończące się balangi, po których nie chce się wstawać na zajęcia. Maja D., dziś dyrektor popularnego hotelu w Krynicy, bez sentymentu wspomina swoje studia. Jej narzeczony studiował w Stanach, spotykali się w święta i wakacje. - A na studiach miałam mnóstwo znajomych, lecz żadnej osoby od serca. Kiedy szukałam kogoś, z kim chciałabym poimprezować, zawsze się ktoś znalazł. Gorzej było, jak potrzebowałam pomocy - mówi sarkastycznie. Życie poza domem Samotność często nie kończy się wraz z podjęciem pracy. Marek P. - singiel, pracownik warszawskiego oddziału zagranicznej firmy developerskiej - po pracy zwykle bierze szybki prysznic, zmienia strój ze służbowej marynarki na wieczorowo-imprezowy i wychodzi się zabawić. Tak od ponad roku wygląda niemal każdy jego dzień. - Po co mam sam siedzieć w domu, w którym nic mnie nie trzyma? Ani obowiązki, ani przyjemności - pyta retorycznie. Miasto dla spragnionych wrażeń samotników ma wiele kuszących propozycji: knajpy otwarte do rana, kluby go-go, dyskoteki. Zresztą zabawa to najlepszy sposób na to, żeby zapomnieć o życiu w pojedynkę. Bolesne rzeczy niektórzy próbują zapić, zagłuszyć... Wpadają w ten sposób w trans imprezowania, ale na zakrapianej imprezie nie znajdzie się przecież przyjaciela.