Mieszkańcy boją się o swoje życie. Zarzucają Krzysztofowi W., że ten ich gnębi oraz zastrasza. On sam zdziwiony jest postawą sąsiadów, bo - jak twierdzi - nie robi nic złego. Tymczasem sąd rozpatruje sprawę o jego eksmisję. Gehenna - jak ostatnie lata określa część mieszkańców domu - zaczęła się kilka lat temu, kiedy to Krzysztof W. na stałe zamieszkał w domu należącym do Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia Bożego z Warszawy, ale będącego w administracji zakopiańskiego TBS. Od tamtej pory każdego ranka mieszkający w nim lokatorzy zastanawiają się, co też ich sąsiad wymyśli, aby uprzykrzyć im życie. - Jesteśmy nękani przez tego pana. Nie daje żyć spokojnie we własnym mieszkaniu. Puszcza głośno muzykę, specjalnie pod oknami gazuje samochód, nie daje spać. Ma psa, który non stop ujada, gdy go samego na całe godziny zamyka w mieszkaniu. Ale to jeszcze nie jest najgorsze. Niektórzy z nas mają już tak dość sąsiada, że muszą na dzień wychodzić z domu, a jak wracają, to bywa, że im gwoździami zabija drzwi. Psem szczuje. Non stop dzwoni na dzwonek. Zanieczyszcza cały dom. Jakiś czas temu pojawiły się szczury. To efekt umyślnego działania tego człowieka. Zostawia kości na korytarzu, wyrzuca dookoła domu - wylicza "dokonania" Krzysztofa W. jeden z mieszkańców domu, który poprosił o zachowanie anonimowości. - Boimy się o swoje życie. On nam grozi. Bywało, że w sąsiadów rzucał niebezpiecznymi przedmiotami. Mówi, że spali cały dom, jeśli będziemy chcieli się go pozbyć. Ludzie z nerwów w szpitalu nieraz wylądowali. To jest koszmar. A my jedynie chcemy żyć w spokoju - dodaje lokator jednego z mieszkań. Zupełnie inaczej konflikt opisuje Krzysztof W. Według niego, to właśnie on jest nękany przez sąsiadów. - Ja nie mogę zrobić kroku, nic mi na podłogę w mieszkaniu nie może upaść, żeby mi nie wytykali, że zakłócam porządek. Puszczam głośno muzykę? Ale ja nawet kolumn nie mam, słucham nagrań z discmana. Że zabijam drzwi sąsiadom? To po prostu efekt wybujałej wyobraźni niektórych z nich - mówi Krzysztof W. - Oni wszystko wyolbrzymiają. Nie wiem, czemu się na mnie uwzięli. Chyba wszystko zaczęło się od tego, że pies szczekał. Ale on nikomu nigdy nic nie zrobił. Owszem, czasem ucieknie, pobiega dookoła domu, i to chyba im przeszkadza - dodaje. Zapewnia też, że nikomu nie groził, ani nie rzucał w nikogo niebezpiecznymi przedmiotami. - Raz z balkonu spadł mi nóż i od razu zostałem posądzony, że w kogoś rzucam. Te oskarżenia to czysta złośliwość - wyjaśnia. Jego słowa potwierdza jedna z sąsiadek. Jakie by nie było zachowanie pana Krzysztofa, najwidoczniej przeszkadza ono części mieszkańców domu przy ulicy Piłsudskiego. Dlatego skierowali do sądu sprawę o eksmisję uciążliwego, według nich, lokatora. Mają też żal do urzędników, że nie chcą im pomóc. Ci jednak twierdzą, że zrobili wszystko, co do nich należało. - My nic nie możemy zrobić, bo budynek nie należy do miasta. Ale nawet jak by należał, to, aby kogokolwiek eksmitować, musi być wyrok sądu. Miasto nie może wytoczyć sprawy, a nawet gdyby mogło, nie miałoby to sensu, bo zrobili to już sami mieszkańcy tego budynku - mówi Michał Halaczek, naczelnik Wydziału Gospodarki Mieszkaniowej w Urzędzie Miasta Zakopane. Przyznaje, że były do Krzysztofa W. wysyłane upomnienia i wezwania do poprawy zachowania. Czytaj więcej w "Dzienniku Polskim": Tragiczny wypadek w Michałówce Baseny do modernizacji Nadzieja na lepsze czasy