Prokurator odmówił wtedy badania alkomatem, zasłonił się immunitetem. Teraz prokuratura w Tarnobrzegu umorzyła postępowanie w tej sprawie. Nie znaleziono dowodów, że prok. Poręba był pijany. Cały czas toczy się natomiast postępowanie dyscyplinarne przed prokuratorskim Sądem Dyscyplinarnym przy Ministerstwie Sprawiedliwości - donosi Polska Gazeta Krakowska. - Mam nadzieję, że zakończy się ono ukaraniem prokuratora. Moim zdaniem, ma na sumieniu poważną winę. Nawet zakładając, że był trzeźwy, absolutnie nie powinien był odmawiać poddania się badaniu - podkreśla prawnik, prof. Zbigniew Hołda z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Kolizja wydarzyła się 15 września przed godziną 18.00 w podsądeckiej Ptaszkowej, na łuku drogi wiodącej w kierunku Grybowa. Gdy na miejscu zjawiło się pogotowie i policja z alkomatem, Poręba nie poddał się badaniu trzeźwości, powołując się na swój immunitet. Zażyczył sobie, aby na miejsce zdarzenia policjanci wezwali jego szefa. Tak się stało. Zdzisław Bocheński, prokurator okręgowy w Nowym Sączu zjawił się po ok. 40 minutach i... wyratował podwładnego z opresji. Polecił mundurowym sporządzenie notatki ze zdarzenia, po czym odjechał. Porębę zabrała autem żona. W ten sposób prokurator Poręba uniknął pobrania krwi na zawartość alkoholu. W śledztwie, które prowadzono w Prokuraturze Okręgowej w Tarnobrzegu, badano dwa wątki. Pierwszy dotyczył jazdy Poręby w stanie nietrzeźwości, drugi - przekroczenia uprawnień przez prok. Bocheńskiego. Obydwa postępowania umorzono. - Uznano, że nie ma dowodów, by prok. Poręba był pijany, bo nie przeprowadzono badań alkomatem i badania krwi kierowcy. Natomiast w zakresie przekroczenia uprawnień przez prok. Bocheńskiego stwierdzono, że nie ma znamion czynu zabronionego - tłumaczy Janusz Wiśniewski, zastępca prokuratora okręgowego w Tarnobrzegu. Śledczy przesłuchali członków zespołu karetki pogotowia, która przyjechała do kolizji oraz policjantów wezwanych przez ratowników pogotowia. - Szukaliśmy również świadków, ale ich zeznania nie pozwoliły na stwierdzenie, że kierowca był nietrzeźwy. Tylko jeden z gapiów zeznał, że być może wyczuwał woń alkoholu. Z zeznań pracowników pogotowia i policji nie wynika natomiast, że ktokolwiek czuł alkohol od prok. Poręby - mówi Wiśniewski. Tłumaczy, że pracownicy pogotowia wezwali policję, ponieważ mieli problemy z zachowaniem kierującego. Jakie to były problemy? Nie wiadomo. Dyrektor sądeckiego pogotowia Danuta Cabak-Fiut odmówiła nam wyjaśnień. Od prok. Wiśniewskiego dowiedzieliśmy się tylko, że Poręba nie pozwalał udzielić sobie pomocy, ani nie zgodził się wsiąść do karetki. - Trzeba zauważyć, że w wyniku kolizji wybuchła poduszka powietrzna. Mamy opinie biegłych z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych, że nietypowe zachowanie mogło być wynikiem spożycia alkoholu, ale również oszołomienia po uderzeniu poduszką powietrzną - tłumaczy prok. Wiśniewski. Dlaczego Józef Poręba odmówił badania alkomatem? Zeznał przed prowadzącymi postępowanie, że nie ma zaufania do alkomatów. Uważał, że urządzenia do pomiaru trzeźwości, jakimi dysponuje policja, mogły być zawodne. Według prof. Hołdy - fakt, że prokurator odmówił dmuchania w alkomat, świadczy na niekorzyść Poręby. - Trzeźwy kierowca nie ma powodów odmawiać badania. Takie zachowanie jest co najmniej zastanawiające - zauważa profesor. Podobne zdanie ma Andrzej Duda, prawnik, były wiceminister sprawiedliwości. - Powiedzmy sobie jasno: sytuacja, w której prokurator nie godzi się na próbę trzeźwości zasłaniając się immunitetem, budzi poważne wątpliwości. To sytuacja żenująca, patologiczna. Obaj prokuratorzy zachowali się nieodpowiedzialnie - mówi. - Sam byłem niedawno poproszony o poddanie się badaniu i uczyniłem to bez sprzeciwu, nawet nie wspominając, że chroni mnie immunitet. Jak się dowiedzieliśmy w krakowskiej Prokuraturze Apelacyjnej, prokuratorzy Poręba i Bocheński są zawieszeni. Obaj, tuż po wydarzeniu, zostali odwołani z pełnionych funkcji. Jeżeli wynik postępowania dyscyplinarnego będzie dla nich pozytywny, będą mogli przez przeszkód wrócić do pracy.