Sąd uznał, że pacjentka była leczona prawidłowo, a śmierć jej oraz dziecka nie miała związku z zarzuconym lekarzom działaniem; wyraził także pogląd, że w tej sprawie akt oskarżenia w ogóle nie powinien był powstać. Krakowska prokuratura oskarżyła ordynatora oddziału neurochirurgii i neurotraumatologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie Marka Moskałę i jego zastępcę Marka Pyricha o nieumyślne narażenie pacjentki i dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. Obaj lekarze zgodzili się na podawanie nazwisk. Badanie wykazało krwiaka mózgu Sprawa dotyczy młodej kobiety w siódmym miesiącu ciąży, która w styczniu 2008 r. została przywieziona ze szpitala w Wadowicach do Szpitala Uniwersyteckiego na oddział neurochirurgii. Kobieta cierpiała na bóle głowy, wymiotowała, traciła przytomność. Badanie tomografem komputerowym wykazało krwiaka mózgu. Pacjentka trafiła na salę wzmożonego nadzoru pielęgniarskiego. Dopiero gdy następnego dnia doszło do zatrzymania krążenia i wstrzymania oddechu, zdecydowano o operacji. Najpierw przeprowadzono cesarskie cięcie, by wydobyć noworodka, potem przeprowadzono operację krwiaka. Kobieta zmarła dwa dni po operacji, niedotlenione dziecko - kilka miesięcy później. Prokuratura: Lekarze popełnili błąd w sztuce Zdaniem prokuratury, lekarze popełnili błąd w sztuce medycznej, nie przeprowadzając operacji po stwierdzeniu krwiaka mózgu u pacjentki i ograniczając się jedynie do terapii zachowawczej. Prokuratura oparła się w oskarżeniach na opinii biegłych z Wrocławia, który jednoznacznie wykazali błąd w sztuce lekarskiej. Biegli stwierdzili, że chociaż nie ma bezpośredniego związku pomiędzy bezpośrednią przyczyną śmierci a postępowaniem oskarżonych lekarzy, to natychmiastowa operacja dawała niewielkie szanse na uratowanie życia matki i dziecka. Sąd odmówił tej opinii waloru wiarygodności, uznając m.in., że jest zbyt lakoniczna, oparta na niepełnym materiale dowodowym i nie zawiera żadnego uzasadnienia wydawanych sądów. Za całkowicie wiarygodną uznał opinię uzyskaną w toku procesu od biegłych z Katowic, którzy nie dopatrzyli się w opisie leczenia pacjentki błędu w sztuce lekarskiej. Według tych biegłych, pacjentkę można było leczyć zarówno w sposób zachowawczy, licząc na to, że krwiak wchłonie się samoistnie, jak i od razu przeprowadzając operację ciężarnej w pozycji siedzącej. Działanie lekarzy było zatem poprawne i nie miało związku z prawdziwą przyczyną śmierci, którą okazał się zator tętnicy płucnej. Przyczyną śmierci zator tętnicy płucnej Z tych m.in. powodów obaj lekarze zostali uniewinnieni. Sąd podważył również zasadność ich oskarżenia. Zwrócił uwagę, że ordynator zaocznie uczestniczył w diagnozowaniu chorej, a jego zastępca, chociaż określany jako lekarz prowadzący pacjentki, z powodu nieobecności w szpitalu w ogóle nie uczestniczył w diagnozowaniu. Diagnozowaniem zajmowali się lekarze dyżurni. Obrońca ordynatora mec. Stanisław Kłys podkreślał, że lekarze działali w sytuacji "kolizji dóbr" - czyli zdrowia pacjentki i życia płodu - i wybrali rozwiązanie optymalne. - Czynienie zadość chęci rodziny wskazania winnego nie upoważniało do wniesienia aktu oskarżenia - mówił z kolei mec. Leszek Wojtasik. Obaj obrońcy wskazywali na społeczne koszty oskarżenia i procesu. Mąż zmarłej pacjentki występujący w procesie jako oskarżyciel posiłkowy po ogłoszeniu wyroku uniewinniającego powiedział, że "nie bardzo jest zadowolony z wyroku". "Popełniono kardynalny błąd" - Uważam, że popełniono kardynalny błąd, ponieważ cześć zawodów bazuje na zaufaniu społecznym. Jeżeli lekarzy zacznie się oskarżać bez dowodów, to medycyna coraz bardziej zacznie upadać. Lekarze, walczący o życie pacjenta, muszą być obdarzeni zaufaniem społecznym, bo inaczej każdy chory podlegałby pomocy prokuratorskiej - powiedział po wyroku ordynator Marek Moskała. Prof. Marek Moskała znany jest m.in. z wyleczenia czeskiego skoczka Jana Mazocha po tragicznym upadku na Wielkiej Krokwi w 2007 roku. Wyroku nie chciał komentować uniewinniony wiceordynator oddziału klinicznego Kliniki Neurochirurgii i Neurotraumatologii Szpitala Uniwersyteckiego Marek Pyrich. Wyrok nie jest prawomocny.