Prokuratura oskarżyła lekarkę o oszustwa na szkodę rodziców chorych dzieci i NFZ. Zdaniem prokuratury, miała ona wykonywać rzekomo nierefundowane zabiegi, o których refundację występowała potem prywatna placówka, w której operowała. Sama lekarka mówiła dziennikarzom, że chce, by podawać jej pełne nazwisko, ponieważ "nie jest przestępcą". Akt oskarżenia obejmuje 59 zarzutów dotyczących oszustw na szkodę rodziców małoletnich pacjentów oraz NFZ w latach 2003-2008. Część z nich dotyczy wprowadzania rodziców pacjentów w błąd co do konieczności długotrwałego oczekiwania na refundowane zabiegi w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie-Prokocimiu, a następnie operowanie dzieci tych osób podczas zabiegów komercyjnych. Według prokuratury, lekarka nie udzielała rodzicom wyczerpującej informacji co do możliwości wykonywania zabiegów w ramach refundacji. Prokuratura szacuje uzyskane w ten sposób korzyści na ok. 22 tys. zł przyjętych bezpośrednio i ok. 24 tys. zł z prowizji zabiegów wykonanych komercyjnie (ogólna wartość wykonanych w ten sposób zabiegów opłaconych w kasach placówek to ok. 60 tys. zł). Kolejna część zarzutów dotyczy przyjmowania pieniędzy od rodziców pacjentów za zabiegi, co do których - jak utrzymywała lekarka - brak było możliwości refundacji, a które były w całości refundowane przez NFZ. Kwota przyjętych korzyści to ok. 21 tys. zł - obliczyła prokuratura. Dalsza część zarzutów dotyczy poświadczania nieprawdy w dokumentacji medycznej pacjentów i wprowadzania w błąd NFZ co do wykonanych w rzeczywistości zabiegów i uzyskiwania w ten sposób zawyżonej refundacji. Ustalona szkoda NFZ wyniosła 10 tys. zł. Lekarka w śledztwie nie przyznała się do popełnienia zarzucanych czynów. Wyjaśniała, że w szpitalu były kolejki oczekujących na zabiegi, ona sama zaś nie mogła kierować pacjentów na inny oddział. Stwierdziła też, że mogła pobierać opłaty czy dopłaty za zabiegi, gdyż wykorzystywała lepszy sprzęt, który do niej należał. Prokuratura wyjaśnia w śledztwie również inne wątki, dlatego zostało ono przedłużone do końca czerwca 2011 r. Możliwość warunkowego umorzenia sprawy poparł na wtorkowym posiedzeniu obrońca oskarżonej mec. Stanisław Kłys. - Musimy przeprowadzić bilans, co jest ważniejsze: czy być uniewinnionym po 5 latach procesu, czy doprowadzić do warunkowego umorzenia dla dobra lekarza i dla dobra publicznego. Pani doktor wykonuje skomplikowane operacje, których nikt nie chce się podjąć, a na które istnieje niesłabnące zapotrzebowanie. Ile operacji by się w czasie procesu nie odbyło? - mówił adwokat. Jako "salomonowe rozwiązanie" określił możliwość ugody przedstawiciel prokuratury. - To jest wyważenie interesu stron, sądu, ekonomiki procesowej. Jest to karny finał sprawy, która zakończyła się dawno w NFZ roszczeniami majątkowymi względem pewnych niepublicznych zakładów opieki zdrowotnej - i to jest główny sukces tego postępowania - powiedział prok. Grzegorz Jeleń. Sąd postanowił wezwać na następne posiedzenie pokrzywdzonych, by określili swe stanowisko w kwestii poniesionych strat. W przypadku warunkowego umorzenia sprawy sąd orzeka bowiem konieczność naprawienia szkody. Anna Chrapusta została zatrzymana w grudniu 2008 r. Noc spędziła w policyjnej izbie zatrzymań, następnego dnia prokuratura postawiła jej zarzuty. Lekarka pracowała wówczas w publicznym szpitalu i w prywatnej placówce, do której kierowała niektórych pacjentów na zabiegi. Tam - zdaniem prokuratury - miała wykonywać rzekomo nierefundowane zabiegi, o których refundację występowała potem prywatna placówka. W obronie Chrapusty stanęło środowisko lekarskie. Okręgowa Rada Lekarska wyraziła oburzenie sposobem postępowania przez organy ścigania, a zwłaszcza trybem jej zatrzymania przez policję. Chrapusta jest znanym w Krakowie specjalistą od mikrochirurgii. Media wielokrotnie opisywały przeprowadzane przez nią operacje, m.in. przy zastosowaniu sztucznej skóry w leczeniu oparzeń, przyszycie urwanych lub odciętych dłoni, palców, penisa.