Zwłoki biznesmena Grzegorza Sz., porwanego dla okupu we wrześniu 1997 roku, odnaleziono rok później na Słowacji. Za zlecenie porwania Słowakom odpowiada przed sądem czterech Polaków, w tym sąsiad biznesmena Andreas M. Rutkowski został wynajęty przez żonę Grzegorza Sz.; miał odnaleźć porwanego. Jak stwierdził w czwartek przed sądem Rutkowski, nie było dla niego problemem wytypowanie sprawców, a wszystkie typy okazały się prawdziwe. Powiedział, że uzyskał nawet od jednego z oskarżonych przyznanie się do winy, a nagranie to przekazał - jak stwierdził przed sądem - krakowskim organom ścigania. - CBŚ miało te same informacje. Gdyby je odpowiednio wykorzystali, np. założyli Andreasowi M. GPS do monitoringu jego wyjazdów na Słowację, sprawa mogłaby być wyjaśniona w pierwszym tygodniu - mówił przed sądem Rutkowski. Wyjaśniał, że porwany był poszukiwany listem gończym za wyłudzenia. Z tego powodu - według Rutkowskiego - funkcjonariusze uważali, że Grzegorz Sz. nie został porwany, a ukrywa się. Dodał, że interesował ich głównie gospodarczy aspekt sprawy. Tymczasem zlecenie porwania biznesmena dla okupu wydali słowackim gangsterom Polacy. Grzegorz Sz. zajmował wysokie miejsce na liście najbogatszych Polaków tygodnika "Wprost". Ponieważ był poszukiwany listem gończym, bandyci liczyli, że żona Grzegorza Sz. nie zgłosi porwania męża. Nie wiadomo, dlaczego Grzegorz Sz. został zabity. O zabójstwo oskarżono Mikulasza Cz. ze Słowacji, ale ostatecznie nie zdołano udowodnić mu winy. Za organizację porwania odpowiadają przed sądem: Andreas M., dwóch Janów B. i Wojciech S. Grozi im kara do 10 lat pozbawienia wolności.