Na ławie oskarżonych zasiadło troje turystów z woj. warmińsko- mazurskiego. Zakopiańska prokuratura oskarżyła ich o to, że "wspólnie i w porozumieniu, na terenie objętego ochroną Tatrzańskiego Parku Narodowego, pozbawili życia niedźwiedzia brunatnego pozostającego pod ochroną gatunkową". Tym samym - zdaniem prokuratury - spowodowali istotną szkodę w świecie zwierzęcym. Oskarżeni nie przyznali się do winy. Oświadczyli, że zostali zaatakowani przez zwierzę i zabicie niedźwiedzia wydawało im się jedynym wyjściem. Umorzenia postępowania ze względu na fakt, że oskarżeni działali w stanie wyższej konieczności, domagał się ich obrońca mec. Andrzej Patela. Sąd odrzucił jednak ten wniosek. - Myślałam, że nie wyjdziemy stamtąd żywi i tylko uśmiercenie niedźwiedzia może uratować nam życie - powiedziała przed sądem 24- letnia oskarżona Jolanta J. Jej mąż, 29-letni Michał J. przyznał, że po utopieniu niedźwiadka w potoku uderzył go w łeb, aby się upewnić, że na pewno nie wstanie. - Nie było innego wyjścia, musieliśmy naprawdę to zrobić - powiedział. Z kolei 33-letni Daniel Sz. stwierdził, że "miał śmierć w oczach", gdy niedźwiedź przewrócił na ziemię i ugryzł w nogę jego kolegę. Po złożeniu tych oświadczeń wszyscy oskarżeni skorzystali z prawa do odmowy wyjaśnień. Nie chcieli także odpowiadać na pytania sądu, obrońcy ani prokuratora. Po odczytaniu ich wyjaśnień złożonych w śledztwie sąd przystąpił do przesłuchiwania świadków. Jednym z nich był komendant straży Tatrzańskiego Parku Narodowego Jarosław Rabiarz. - Nigdy wcześniej na terenie TPN nie było podobnego przypadku - zeznał. - Ten mały niedźwiedź nie był w stanie zaatakować ludzi - zapewnił. O zabiciu niedźwiadka poinformowała dyrektora TPN w październiku ub.r. zakopiańska policja - zaalarmowana przez szpital, do którego zgłosiła się dwójka turystów. Twierdzili oni, że w rejonie Doliny Chochołowskiej rzucił się na nich niedźwiedź, którego w obronie własnej utopili w potoku. Pracownicy TPN na miejscu zdarzenia znaleźli porozrzucane kanapki, które mogły świadczyć o karmieniu i wabieniu zwierzęcia przez turystów. Jak ustaliła prokuratura, śmierć zwierzęcia nastąpiła na skutek utopienia, natomiast stwierdzone na jego łbie i ciele obrażenia mogły powstać w wyniku obrzucenia kamieniami przez turystów lub w momencie utopienia w korycie potoku o kamienistym dnie. Z kolei opinia lekarska wykazała, że obrażenia, jakie odnieśli turyści podczas kontaktu ze zwierzęciem, były niewielkie. Według przyrodników, strata niedźwiedzia była istotna dla środowiska, ponieważ "stanowił on ok. dwa procent populacji niedźwiedzi w całych Tatrach". Na podstawie tych ustaleń prokuratura oskarżyła turystów o zabicie niedźwiedzia. Oskarżonym grozi kara grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do dwóch lat. Sprawa wzbudziła duże zainteresowanie mediów. - Jest to sprawa bez precedensu, pierwsza w Polsce - powiedział w przerwie rozprawy zastępca dyrektora TPN Zbigniew Krzan. Uczestniczący w rozprawie przedstawiciel organizacji ekologicznej WWF Paweł Średziński powiedział, że "niedźwiedź nie zaatakuje nie prowokowany przez człowieka". - Przy spotkaniu z niedźwiedziem człowiek powinien się wycofać - dodał. Podczas kolejnej rozprawy w środę, sąd będzie kontynuował przesłuchiwanie świadków.