Ma rany na szyi, dłoniach i nogach, których doznał po pogryzieniu go przez własnego psa - rottweilera. Ze wstępnych ustaleń policji wynika, że do incydentu doszło w czwartkowy poranek. Około godz. 8.30 ojciec i brat Mariana N. wyszli z domu i pozostawili go samego w zabudowaniach. Starszy, schorowany mężczyzna od wielu lat cierpiał na epilepsję, wyszedł na podwórko i tam prawdopodobnie został zaatakowany przez własnego psa -dowiedziała się "Gazeta Krakowska". Co dalej się stało, nikt nie potrafi dokładnie powiedzieć, bo nie było bezpośredniego świadka tragicznego zdarzenia. Wiadomo jedynie, że wkrótce potem na podwórko posesji Mariana N. przyszła kuzynka i to ona zauważyła, że właściciel psa leży nieprzytomny na ziemi, a rozjuszone zwierzę gryzie go po szyi, dłoniach i stopach. Kobieta błyskawicznie zawiadomiła pogotowie ratunkowe i policję. O godz. 9.50 dyżurny policjant z Komisariatu w Świątnikach Górnych odbiera dramatyczne zgłoszenie i chwilę potem na posesję przyjeżdżają pierwsi funkcjonariusze, starają się udzielić pomocy poszkodowanemu i odgonić agresywnego psa. Poważnie ranny mężczyzna trafia do szpitala przy ul. Kopernika w Krakowie. Do dziś nie odzyskał przytomności. - W ciężkim stanie przebywa na oddziale intensywnej terapii. Oddycha przez respirator - informują pracownicy Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. Trwa ustalanie, czy obrażenia, jakich doznał mężczyzna, są wynikiem pogryzienia, czy też może powstały na skutek kolejnego ataku epilepsji. Pies został odwieziony do schroniska dla zwierząt w Olkuszu. Czy wcześniej już kogoś atakował, czy uciekał? - Nie mieliśmy nigdy takiego zgłoszenia - mówi sierżant Bogusław Dudek, oficer dyżurny ze świątnickiego komisariatu. Mieszkańcy Wrząsowic zdradzają, że od pewnego czasu bali się tego psa. - Był uwiązany, a posesja ogrodzona, ale ludzie woleli omijać z daleka tę zagrodę - mówi Bogumiła Rykała, sołtys Wrząsowic. - Gdy kiedyś roznosiłam nakazy z podatkiem, a w tym domu nie było nikogo, zawsze prosiłam najbliższych sąsiadów, żeby podali nakaz. Bronili się jak mogli i nie chcieli tego zrobić. Mówili, że boją się, bo obejścia pilnuje groźny rottweiler. Mnie też odradzali wchodzenia na podwórko - opowiada sołtyska Rykała. Sprawą zajmują się policja i prokuratura, która będzie wyjaśniała, czy był to nieszczęśliwy wypadek, czy może doszło do zaniedbania obowiązków ze strony właściciela czworonoga.