Argos wciska swój wielki łeb pod moje ramię. Jednak nawet jeśli go pogłaskam, nie spuści wzroku ze swojej właścicielki. Magda Leśniak, wolontariuszka fundacji "Rottka", przygarnęła rannego rottweilera na parę dni. Zostanie u niej już pewnie na zawsze. W Krakowie na właścicieli czeka teraz 10 psów tej rasy. - Rottweilery są ofiarami mody - mówi Magda Leśniak. - Kupowane przez ludzi nieodpowiedzialnych, którzy nie potrafią wychować psa, lub porzucają go po ślubie czy narodzinach dziecka. Zwierzęta trafiają do schronisk lub są podrzucane rodzicom i dziadkom, co często okazuje się tylko przystankiem przed azylem. Na osiedlach pełno jest staruszek paradujących z cięższymi od nich rottweilerami wnuków. Przez ponad rok działalności fundacji przewinęło się przez nią około 200 rottweil-erów z Krakowa. - Biorą je najczęściej ludzie, którzy już kiedyś mieli lub mają psa obronnego - wyjaśnia Magda Leśniak. - Potrzebne jest tu doświadczenie większe niż w wychowywaniu psa od szczeniaka i żelazna konsekwencja. Praca jednak przynosi efekty. Argos trafił do mnie z ulicy z uszkodzoną łapą. - Rottweiler to nie jest "zły pies", ani "pies bojowy" - mówi Ewa Jamroga, właściciel hodowli. - Temperament ma pomiędzy owczarkiem niemieckim a dobermanem. Z pewnością jednak to zwierzę nie dla każdego. Jeśli ktoś nigdy nie miał psa obronnego, na początek powinien wziąć sukę - opowiada. W hodowlach bezrodowodowych można jednak kupić rottweilera już za 150 zł, a sprzedawcy często nie interesuje, co stanie się ze zwierzęciem. "Rottka" jednak sprawdza skrupulatnie przyszłych właścicieli przed oddaniem psa. Zwierzęta muszą być wysterylizowane, by nie tworzyć pokusy dla hodowców - amatorów.