Okrutny mąż został już aresztowany i usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa ze szczególnym udręczeniem. Grozi mu za to co najmniej 12 lat więzienia. - Nie spotkałem się jeszcze w mojej karierze z takim przypadkiem - mówi zastępca prokuratora rejonowego w Nowym Targu Zbigniew Gabryś. - Były groźby podpalenia czy spalenia, ale dotąd nikt na naszym terenie nie wprowadził ich w czyn - dodał. Zszokowani są także najbliżsi sąsiedzi domu, w którym doszło do tragedii. - Przecież nigdy między nimi nie dochodziło do takich kłótni - mówi wyraźnie poruszona starsza kobieta. Potwierdza to także prokuratura. Wcześniej nigdy nie było skarg na tę rodzinę czy interwencji w ich domu. Dopiero na dwa dni przed tragedią policja dostała zawiadomienie o awanturującym się, agresywnym mężczyźnie. Policjanci stwierdzili, że był pod wpływem alkoholu. Tragedia na Podhalu. Zobacz więcej. Kliknij - Niestety podłożem konfliktu było tradycyjnie nadużywanie alkoholu - przyznaje prokurator Gabryś. "Tradycyjnie", bo w większości rodzinnych konfliktów na Podhalu przynajmniej jedna strona była pod wpływem alkoholu. Również mężczyzna, który podpalił żonę, w chwili zatrzymania miał prawie dwa promile alkoholu we krwi. Nie potrafił nawet logicznie wyjaśnić, co się wydarzyło. Sąsiedzi są zdziwieni, nie pamiętają, by Andrzej S. nadużywał wysokoprocentowych trunków. - Pracował, więc nie mógł sobie pozwolić na długie libacje. Pił jak każdy - mówią. Uważają go jednak za pracowitego i przyzwoitego człowieka. Jak mówią, doglądał gospodarstwa, hodował kaczki i króliki, choć tym zazwyczaj zajmują się kobiety. Czwórka dzieci była zawsze przyzwoicie ubrana, wszyscy chodzą regularnie do szkoły. Siostra ofiary nie chce rozmawiać na temat tego, co wydarzyło się w domu obok. To do niej przybiegła, potwornie krzycząc, poszkodowana kobieta. - To dla mnie zbyt bolesne - mówi i zamyka drzwi domu. Najwięcej, jak zwykle, wiedzą ci, którzy mieszkają najdalej. Na drugim końcu wsi można usłyszeć, że kobieta była kłótliwa i dawała się mężowi we znaki.