Śledczych interesują wyniki badań krwi ratowników wykonane zaraz po przyjęciu ich do szpitala. Niewykluczone, że prokuratura poprosi także o monitoring z oddziału toksykologii. Na podstawie filmu będzie można stwierdzić: czy ratownicy, tak jak twierdzą, pili alkohol w szpitalu. Problem z nagraniem jest jednak taki, że mogło ono zostać już skasowane. Kiedy po interwencji u zatrutego czadem mężczyzny, ratownicy trafili do szpitala, okazało się, że zaszkodził im nie tylko tlenek węgla. Mieli od 0,3 do 0,6 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Stwierdzili, że nie pili na dyżurze, ani przed nim. Przyznali jednak, i to na piśmie, że alkohol wypili w szpitalu, leżąc na oddziale toksykologii. Ekipa karetki rozpoczęła dwunastogodzinny dyżur o godzinie 19. Pół godziny po północy trafili do szpitala, a rano okazało się, że są pijani. Badania uzupełniające wykonywane były już o godzinie 6.30 tego samego dnia. U każdego z panów potwierdziliśmy obecność alkoholu we krwi - przyznała wczoraj w rozmowie z reporterem RMF FM dyrektor szpitala im. Rydygiera, Bożena Kozanecka. Nie potrafi jednak odpowiedzieć na pytanie, czy ratownicy pili, tak jak twierdzą, na oddziale toksykologii, czy też przyjechali pijani. To wyjaśnić ma prokuratorskie śledztwo. Nie mamy żadnych dowodów, żadnych przesłanek, ani wskazań, które by mówiły o tym, że pili alkohol wcześniej, czy przed dyżurem, czy w czasie dyżuru, natomiast z ich wyjaśnień jednoznacznie wynika, że odbyło się to w szpitalu - tłumaczyła wczoraj Joanna Sieradzka z krakowskiego pogotowia ratunkowego. Jak dodała, mężczyźni zostaną zwolnieni z pracy, kiedy tylko wrócą z lekarskiego zwolnienia. Po zatruciu ratowników tlenkiem węgla głośno zrobiło się o detektorach, których nie mieli na wyposażeniu karetki. Wtedy jeszcze nikt nie wiedział, że w trakcie szpitalnych badań wyjdzie na jaw, że załoga trafiła na oddział toksykologii pod wpływem alkoholu. Z informacji reportera RMF FM wynika, że chodzi o ratowników medycznych z kilkunastoletnim stażem w pracy w pogotowiu. Pełnili dyżur w stacji Kocmyrzów niedaleko Krakowa. W nocy 8 lutego zostali wezwani do starszego mężczyzny, który zasłabł w łazience. Z pogotowiem skontaktowała się mieszkająca w pobliżu rodzina mężczyzny. Zanim przyjechała karetka, zięć mężczyzny przeniósł go do przedpokoju i reanimował. Kiedy ratownicy przyjechali na miejsce, przejęli reanimację. Kiedy dowiedzieli się, że do zasłabnięcia doszło w łazience, wezwali straż pożarną i przewietrzyli budynek. Przeprowadzone przez strażaków pomiary wykazały obecność tlenku węgla. Maciej Grzyb