Na krakowską wigilię przyjechali bezdomni i biedni z różnych zakątków Polski. Na ciepły posiłek może liczyć każdy, bo jak mówią organizatorzy, nikt nie może odejść głodny od wigilijnego stołu. Jedzenie jest odgrzewane w kotłach i na grillach i wydawane w jednorazowych naczyniach. By otrzymać porcję trzeba kilka minut stać w kolejce, bo tak wielu jest chętnych. - Zawsze jedzenie jest bardzo dobre i smaczne - chwalił pan Janusz, bezdomny, który na wigilii jest po raz ósmy. "Jest dużo ludzi, można porozmawiać, wspólnie spędzić czas - dodał Robert, który przyjechał z okolic Gorzowa Wielkopolskiego. "Przychodzą tu różni, biedni i bogaci. Ja gdybym miał gdzie sobie ugotować, to bym sam sobie ugotował w domu. Ale tak się życie potoczyło, że nie mam gdzie" - mówił pan Andrzej z okolic Krakowa. Honorowy patronat nad wigilią objęli metropolita krakowski kard. Stanisław Dziwisz i prezydent Krakowa Jacek Majchrowski. - 90 procent tych, którzy przychodzą, to ludzie naprawdę potrzebujący, skrzywdzeni przez los, niektórzy z wyboru, niektórzy z okoliczności. My nie oceniamy, co jest powodem ich sytuacji, my się z tą sytuacją mierzymy poprzez niesienie pomocy - mówił restaurator, organizator wigilii, Jan Kościuszko. - Myślę, że to jest już samonapędzający się element mojego życia, bo nawet gdybym chciał przestać, nie bardzo bym umiał. Ci ludzie czekają na ten dzień, na to, żeby spotkać się, być razem i skosztować tych dań, które dajemy. Dopóki będzie mnie na to stać, oby jak najdłużej, będę to robił w takiej czy innej skali - dodał Kościuszko. Na Rynku zbierana i wydawana potrzebującym była także żywność o przedłużonej przydatności do spożycia - konserwy, gotowe dania i makarony. "Dałem to, co trzeba. Niewiele, bo jestem emerytem. Jako młody byłem bardzo biedny, ja to rozumiem, wiem, co to nędza" - mówił jeden z krakowian, który przyniósł żywność.