Krakowska średnia to 3-4 włamania dziennie. Mieszkańcy z rejonu ul. Wiedeńskiej w Krakowie wiedzą jednak, jak można utrudnić życie złodziejom. Włamywacze dają się we znaki. W pierwszym półroczu policjanci zarejestrowali 651 przypadków, które dotyczyły mieszkań i domków jednorodzinnych. W ubiegłym roku funkcjonariusze zajmowali się 1145 przestępstwami tego typu (od 2007 r. odnotowano wzrost o 100 włamań). Miejska anonimowość sprzyja kryminalistom. Kiedy ludzie z danej okolicy w ogóle się nie znają, nikt nie przeszkadza włamywaczom w "robocie". Ukradli nawet psa Gdy mieszkańcy nie znają swoich sąsiadów, nie zwracają uwagi na podejrzanych intruzów. Nie odróżniają jednych od drugich. Złodziej może spokojnie przeprowadzić zwiad, a potem wynieść wszystko z domu lub mieszkania. Tak było także w rejonie ul. Wiedeńskiej. Stoją tam domki osób o dobrym statusie społecznym. Taki niebiedny dom to atrakcyjny kąsek dla złodzieja włamywacza. Jak informują mieszkańcy okolicy, przestępcy potrafili zorganizować kompleksową "przeprowadzkę". - Wywozili cały majątek. Raz ukradli nawet psa. Świadkowie im nie przeszkadzali. Nie znali sąsiada. Nie wiedzieli, że wcale nie ma zamiaru wyprowadzać się z domu - wspomina Mariusz Wasilewski, jeden z mieszkańców okolicy. Jak dobrze znać sąsiada Członkowie lokalnej społeczności postanowili działać. Organizują spotkania sąsiadów, aby każdy z nich mógł poznać mieszkańców rejonu ul Wiedeńskiej. Teraz można odróżnić "swojego człowieka" od obcego. - Gdy w okolicy pojawia się ktoś nieznany, od razu pytam: "W czym mogę pomóc?" - mówi Jadwiga Jaworska. Czujność w domkach Sąsiedzi płoszą przestępców. - Przeszkodziłem złodziejom, którzy próbowali okraść dom jednego z członków naszej społeczności. Jego rzeczy już był załadowane do jego samochodu - opowiada mieszkaniec. Wasilewski pamięta auto z kilkoma młodymi pasażerami, którzy - jak ocenił - przeprowadzali złodziejski zwiad. Zawiadomił policję. Nie przyjechała szybko, podejrzani młodzieńcy uniknęli kontroli. Ale nie byli w stanie zrobić nic złego. Cały czas śledziło ich sąsiedzkie oko. Gdy jeden z mieszkańców wyjeżdża, pozostali mają na oku jego nieruchomość. Jaworska informuje: - Wyjmujemy pocztę ze skrzynki sąsiada, zapalamy jego lampy. Dom nie wygląda na opuszczony. Integracyjne spotkania sąsiadów, które odbywają się corocznie, nie są tylko sposobem na walkę z włamywaczami. - Chodzi o to, żeby jeden człowiek lubił drugiego. Spędzamy czas w luźnej atmosferze, zapominamy o dystansach. To redukuje osiedlowe konflikty - stwierdza Wasilewski. Przyjęcie w ogrodzie jest okazją do rozmów o sprawach dzielnicy. Można pogadać o sprzątaniu liści, o zasadach bezpiecznej jazdy po osiedlowych drogach, o innych praktycznych kwestiach. Można razem wypić, zakąsić, potańczyć, a i program artystyczny zapewniono wspólnymi siłami. W jednym domu stali Komentarz redakcyjny Jeśli sąsiad, to awanturnik. Sąsiadka - wścibska. Nasze podejście do osób mieszkających w pobliżu jest zwykle przynajmniej ignorujące. - Niszczymy resztki więzi międzyludzkich - alarmują różni specjaliści od naszej psychiki. Z drugiej strony seriale o relacjach sąsiedzkich biją rekordy popularności. Gdzie w takim razie tkwi błąd? Moim skromnym zdaniem, w zwykłej sympatii, a raczej jej braku. Oraz w chęci wysiłku. Bo trzeba wykonać wysiłek, by powiedzieć "dzień dobry", by uśmiechnąć się, by nie dobijać się do drzwi sąsiada z pretensjami, że jego nowo narodzone dziecko musi być ciszej, bo je również obowiązuje cisza nocna. Dlatego wolimy nie widzieć, nie słyszeć, a najlepiej udawać, że nas nie ma. Bo jeszcze starsza pani z czwartego piętra poprosi nas o wniesienie zakupów. Szkoda, bo ignorując innych, pozwalamy im ignorować siebie. Ewelina Zambrzycka Przy ul. Wiedeńskiej łączą przyjemne z bezpiecznym. Gdy mieszkańcy dobrze poznają się na przyjęciu, łatwiej rozpoznają podejrzanych intruzów foto ŁG