Ma Francja swoje koniaki, cydry i szampany, mamy i my śliwowicę łącką, choć ta nie może doczekać się ani ochrony, ani nawet legalizacji. Od kilku lat zabiegamy jednak o formalne umocowanie w Unii Europejskiej, a wcześniej w kraju, regionalnych smakołyków. Unijny certyfikat ma już bryndza podhalańska, na ostatniej prostej jest oscypek. 24 wyroby znajdują się na prowadzonej przez Małopolską Agencję Rozwoju Regionalnego liście produktów tradycyjnych i wytwórcy cenią to sobie, choć państwo niezbyt chętnie wywiązuje się z obowiązku ochrony ich znaków towarowych. I tak np. kiełbasę lisiecką, mającą oznaczenie "produktu regionalnego", która ma być wytwarzana tylko w okolicach Czernichowa, podrabia wielka firma z Sokołowa na Podlasiu i wysyła nawet do Londynu! Musimy więc walczyć o swoje, a przy tym propagować wiedzę o małopolskiej kuchni, bo tajemnice kuchni wiążą ludzi prawie tak, jak tajemnice alkowy! Wczoraj prezes MARR Witold Śmiałek, korzystając z gościnności Muzeum Etnograficznego w Krakowie, przedstawił niezwykłą książkę kucharską "Produkt tradycyjny na małopolskim stole". To w istocie rodzaj albumu (z angielską wersją), który zawarł wiele informacji o najsmaczniejszych tajemnicach regionu - spis i omówienie naszych smakołyków i opis (wraz z przepisami) potraw przygotowanych na ich podstawie. Autorami przepisów są nauczyciele i uczniowie szkół gastronomicznych z Małopolski, uczestnicy dorocznego konkursu "Stół pięknie nakryty", promującego regionalne dania. Książka jest materiałem promocyjnym na targi turystyczne i oficjalne spotkania, ale to też materiał dydaktyczny dla szkół gastronomicznych, bo od przyszłych kucharzy zależy, czy regionalna kuchnia przetrwa i czy będzie nas reklamowała na świecie.