Przez pół dnia rodzina próbowała dodzwonić się gdziekolwiek. Nadaremnie. Nie rozumie tego też Piotr Przybyłowski, wojewódzki konsultant ds. transplantologii. Mówi, że ta sytuacja nie miała prawa zaistnieć. Zwłaszcza w Małopolsce, która od kilku lat jest w ogonie Poltransplantu. - To skandal, że rodzina staje się stroną w załatwianiu formalności związanych z przekazaniem narządów. Tak nie powinno być - irytuje się Przybyłowski. - To lekarz, który podejrzewa śmierć pnia mózgu, jest zobowiązany do poinformowania koordynatora transplantacji o swoich podejrzeniach. Oczywiście, najlepiej jest, by to zrobił szybko i sprawnie. Następnego dnia bowiem rodzina może zrezygnować lub zapomnieć o swojej propozycji. Wyjaśnię tę sprawę z dyrekcją szpitala - kwituje dr Przybyłowski. Małopolscy lekarze na tle całego kraju pobierają najmniej organów i wykonują najmniej przeszczepów - zaznacza "Polska The Times" na swoich łamach. Z treścią artykułu, który ukazał się dzisiaj w "Polsce The Times" nie zgadza się Anna Niedźwiedzka - Rzecznik Prasowy Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, która w oświadczeniu przesłanym do redakcji Polski Lokalnej twierdzi, że "pacjent nie mógł być traktowany jako potencjalny dawca narządów, gdyż jego stan, mimo znacznego uszkodzenia mózgu, nie dawał podstaw do orzeczenia o śmierci mózgu". - Wykonane w kolejnej dobie badanie wykazało występowanie przepływu tętniczego w krążeniu mózgowym chorego, a wynik ten jest wskazaniem od odstąpienia od orzekania o śmierci mózgu. Lekarze podjęli się ogromnego wysiłku ratowania chorego, nie mogli bowiem, nie tylko zgodnie ze swym sumieniem, ale także zgodnie z wymogami polskiego prawa podjąć decyzji o odłączeniu pacjenta od aparatury podtrzymującej życie - twierdzi Anna Niedźwiedzka.