Terminy wyborów samorządowych ustala głowa państwa, ale o wyborach do dzielnic decyduje Rada Miasta. Do tej pory odbywały się w tym samym dniu, w tych samych budynkach. Wczoraj radni, po raz pierwszy, podjęli decyzję o przeprowadzeniu ich oddzielnie. Konsekwencją takiej decyzji może być bardzo niska frekwencja w wyborach do dzielnic. - Dojdzie do tego, że radni dzielnicowi zostaną wybrani przez swoją rodzinę i znajomych - zauważa Jerzy Woźniakiewicz, radny PO. Zdają sobie z tego sprawę autorzy pomysłu przesunięcia terminu wyborów. - Pójdzie do nich najwyżej kilka procent mieszkańców. Wtedy okaże się, ilu osobom zależy na tym, aby w Krakowie istniały dzielnice. To może być argument za tym, aby je zlikwidować - mówi radny Paweł Sularz (niezależny). W Krakowie zlikwidują dzielnice? W Krakowie istnieje 18 dzielnic, w których pracuje 366 radnych. Kilkakrotnie podejmowano już próby, aby ten system zreformować. Paweł Sularz kilka lat temu postulował zredukowanie ich liczby o połowę. Pojawiały się także koncepcje, aby powrócić do podziału na cztery dawne dzielnice: Śródmieście, Krowodrzę, Podgórze i Nową Hutę. Nie zdecydowano się na to, ponieważ nie było zgody PO, która ma władzę w większości dzielnic. Wczoraj niespodziewanie pomysł powrócił. Radni PiS, wspólnie z radnymi niezależnymi, przygotowali projekt uchwały, który przesuwa termin wyborów w dzielnicach z 21 listopada na 9 stycznia. Nie poparła go tylko Platforma. - Dzielnice stały się upolitycznione, radnych jest za dużo. Trzeba się zastanowić, czy w ogóle są potrzebne, a odpowiedź na to da frekwencja - mówi Paweł Sularz. Jego zdaniem przesunięcie terminu wyborów spowoduje także odpolitycznienie dzielnic. Pretekstem do zmiany terminu było pismo Teresy Rak, komisarza wyborczego w Krakowie do przewodniczącego Rady Miasta. Zwróciła się w nim z prośbą o rozważenie rozdzielenia wyborów do Rady Miasta i dzielnic. Zaproponowała przesunięcie tych drugich na 5 grudnia, kiedy zaplanowana jest druga tura wyborów prezydenckich. Argumentowała, że za takim przesunięciem przemawiają trudności organizacyjne, jakie niesie ze sobą przeprowadzenie wyborów prezydenckich, do rad gmin i dzielnic w jednym terminie. Chcą radykalnych zmian w dzielnicach Styczniowy termin wyborów do dzielnic może zaszkodzić Platformie Obywatelskiej, która najprawdopodobniej wygrałaby je. - O wiele łatwiej byłoby wygrać wybory, gdyby prowadzona była wspólna kampania do Rady Miasta i dzielnic - powiedział jeden z radnych Platformy. Zmiana terminu nie spowoduje żadnych dodatkowych kosztów. - W wyborach do rad dzielnic i tak miały powstać oddzielne komisje. Nie zostaną utworzone w listopadzie, tylko w styczniu - mówi Paweł Sularz. Radni chcą także przeprowadzić inne radykalne zmiany w dzielnicach. - Zgłosiłem projekt uchwały, zgodnie z którym wynagrodzenie w dzielnicach zostanie obniżone o połowę. Dotyczy to wszystkich: od przewodniczących, którzy dostają 3,4 tys. zł diety jak i zwykłych radnych, otrzymujących po kilkaset zł miesięcznie - mówi radny Jakub Bator. Radny chce wprowadzić także zakaz łączenia pracy radnego i urzędnika oraz łączenia mandatów posła i radnego dzielnicowego. Taki zakaz obowiązuje już radnych miejskich. Projekty uchwały w tej sprawie będą głosowane podczas jednej z najbliższych sesji i mają obowiązywać od nowej kadencji. AM agnieszka.maj@dziennik.krakow.pl Czytaj więcej: Gdy brakuje pieniędzy Unijne miliony dla uczniów Przestępstwo pachnące perfumami