- Gdy robotnicy zauważyli, że spod ich łopat wyłaniają się kości, natychmiast zawiadomili archeologów pracujących w krzyżu Sukiennic, żeby zabezpieczyć wykopalisko - relacjonuje konserwator Jan Janczykowski. Nie byłoby w tym znalezisku nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że trzy miesiące temu wrocławscy archeolodzy z firmy Niegoda oficjalnie zakończyli półtoraroczne badania podziemi, inkasując ok. 10 mln zł za te prace. Zakończenie badań oznaczało, że cała ziemia, która znajduje się pod płytą Rynku, a którą trzeba teraz wywieźć, powinna być przez archeologów przesiana ziarnko po ziarnku. "GW" zapytała dr. Cezarego Buśkę, który przez półtora roku kierował pracami archeologicznymi pod Rynkiem, jak to możliwe, że przez sita jego ekipy przecisnął się niezauważony szkielet. - Ten szkielet nie oznacza, że coś przeoczyliśmy. Został odnaleziony w 20-centymetrowej warstwie ziemi przyklejonej do betonowej ściany podziemi. To nie był już obszar naszych badań. Odkrycie szkieletu tym bardziej deprecjonuje wartość prac archeologicznych przeprowadzonych pod płytą Rynku, że praktycznie przez cały miniony rok krakowskie środowiska historyków sztuki, konserwatorów i archeologów protestowały przeciw zbyt wielkiemu tempu ich prowadzenia. Ich zdaniem niemożliwe było przeprowadzenie rzetelnych badań na tak wielkim obszarze w tak krótkim czasie.