Chodzi o postępowania karne w głośnej sprawie krakowskiego Polmozbytu i zakładów mięsnych. W grę wchodzą tak poważne podejrzenia, jak nakłanianie świadków do składania nieprawdziwych zeznań, czy roztoczenie przez śledczych "parasola ochronnego" nad niektórymi osobami przewijającymi się w sprawie. Kiedy w 2003 r. aresztowano 11 osób w tym Lecha Jeziornego i Pawła Reya, znanych opozycjonistów, później powszechnie szanowanych przedsiębiorców, krakowska opinia publiczna przeżyła szok. Zarzuty były bardzo poważne - udział w zorganizowanej grupie przestępczej, wyprowadzanie milionowych kwot i działanie na niekorzyść podległych spółek. Podejrzanych zamknięto na wiele miesięcy w areszcie, poddano naciskom, usiłując wymusić przyznanie się do winy. Dziś z listy zarzutów nie zostało wiele. Proces, do którego doszło po wieloletnim śledztwie ciągnie się od trzech lat, oskarżeni nie przyznają się do winy, niektórzy odwołują złożone w śledztwie zeznania. W sądzie okazało się, że oskarżenie opiera się na ekspertyzie biegłego, który sam ma kłopoty z prawem, a w śledztwie popełniono wiele błędów.