W osobnym postępowaniu badane są także przyczyny wypadku z 10 lipca, kiedy spłoszone konie wpadły do ogródka kawiarnianego kawiarniany i ranne zostały cztery osoby, w tym jedna poważnie. Jak wynika z ustaleń biegłych, w obu przypadkach dorożki były sprawne technicznie, a powożący byli trzeźwi. Biegli z zakresu weterynarii ocenią jeszcze stan zdrowia koni oraz "ułożenie koni, ich charakter i usposobienie". Jak wynika z zeznań jednego ze świadków poniedziałkowego wypadku, jeden z koni, które przewróciły się na siedzące na murku przy kościele św. Wojciecha nastolatki, wyglądał, jakby zasłabł i przed wypadkiem "ewidentnie przechylał się w jedną stronę". Wiadomo również, że konie wówczas nie zostały niczym spłoszone. Prokuratura bada, czy woźnica nie naruszył zasad bezpieczeństwa, tj. czy prawidłowo wykonał manewr omijania siedzących na murku nastolatek, zachowując przy tym bezpieczną odległość. Wiadomo, że bezpośrednią przyczyną wypadku z 10 lipca było spłoszenie koni przez petardę odpaloną podczas spektaklu festiwalu ulicznego. Członkowie trupy poinformowali organizatora o użyciu petardy podczas spektaklu i dlatego miejsce spektaklu zostało przeniesione. Prokuratura sprawdza jednak, czy nie doszło do nieumyślnego narażenia życia i zdrowia wielu ludzi przez organizatora imprezy. Bada także, czy dorożkarka nie naruszyła wówczas zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym i przed opuszczeniem powozu zaciągnęła hamulce, by zapobiec nagłemu ruszeniu spłoszonych koni. Po poniedziałkowym wypadku krakowski magistrat zapowiedział szczegółowe kontrole, dotyczące przestrzegania przepisów bezpieczeństwa przez dorożkarzy.