Zwyczaj przepowiadania pogody od Świętej Łucji, czyli od 13 grudnia do Wigilii jest mocno zakorzeniony w ludowej tradycji. Kultywują go głównie górale z Beskidu Śląskiego. Metoda jest zatem sprawdzona i co ciekawe ma wiele wspólnego z rzeczywistym pogodowym scenariuszem. - To nasze wróżenie pogody ma długą historię i łączy się z ludową tradycją. Ludzie w naszych stronach zajmowali się tym od zawsze, a wiedza była przekazywana z pokolenia na pokolenie - zdradza w rozmowie z INTERIA.PL Jan Szarzec, góral z Beskidu Śląskiego. - Sprawdza się zwłaszcza zwyczaj wróżenia aury od "Łucyje do Wilije" - dodaje. Prognoza na cały rok Ludowe przysłowie - o którym mowa - daje wskazówki, jak przewidzieć pogodę na cały nadchodzący rok. Najważniejsza jest dokładna obserwacja zmian w aurze każdego kolejnego dnia, począwszy od świętej Łucji aż po Wigilię. 13 grudnia - daje obraz stycznia, 14 grudnia pokazuje, jaki będzie luty, a 15 grudnia zdradza, co czeka nas w marcu. Kolejne dni to pogodowe odpowiedniki poszczególnych miesięcy roku. - Górale swoje obserwacje odnotowują bardzo skrupulatnie. W swoich kalendarzach analizują opady - śniegu bądź deszczu - temperaturę, zachmurzenie i obecność słońca lub jego brak.Dzięki temu wiedzą, jaka będzie pogoda przez cały nadchodzący rok. Niektórzy obserwują i analizują aurę aż do święta Trzech Króli, czyli 6 stycznia. Wtedy obraz tego, co szykuje nam aura, klaruje się jeszcze wyraźniej i dokładniej - wyjaśnia Szarzec. Sprawdziła się przepowiednia Dowodów na sprawdzalność tej - jak mogłoby się wydawać prostej i jak pewnie stwierdzi wielu dosyć "prymitywnej"metody - jest jednak sporo. Właśnie przy jej udziale beskidzkim góralom udało się między innymi przewidzieć atak zimy w październiku 2009 roku, a zwłaszcza towarzyszące mu śnieżyce. Sprawdziła się także przepowiednia z grudnia 2010 roku, kiedy to donosili o mroźnym i śnieżnym styczniu. W tym roku też zdążyli już poczynić i odnotować pierwsze obserwacje. Nawet uchylili nieco rąbka "pogodowej tajemnicy". - Nadchodzący styczeń ma być raczej suchy, a na intensywne opady śniegu raczej nie ma co liczyć. Będzie też stosunkowo ciepło jak na tę porę roku. Silniejsze mrozy ma przynieść dopiero kolejny miesiąc, czyli luty. Jednak mimo ujemnych temperatur, śnieżyc wówczas raczej nie przewidujemy. Z kolei marzec przyniesie dużo deszczowych dni, podobnie ma być także w kwietniu - zdradza Jan Szarzec. - Wiosna może nadejść w tym roku szybko i nieoczekiwanie - akcentuje. Nagłych ataków zimy nie będzie? Zima może być zatem w tym roku wyjątkowo kapryśna. Według górali, wiele przemawia wręcz za tym, że sprawdzi się pogodowy scenariusz wskazujący na znikomą ilość śniegu i incydentalny charakter jego opadów. - Tym razem ataków śnieżyc i nagłych zimowych kataklizmów być nie powinno - zdradza góral z Partecznika. W ludowych przepowiedniach, mimo dużego sceptycyzmu ogółu społeczeństwa, ziarnko prawdy jednak tkwi i mimo twardej argumentacji niedowiarków nieprzerwanie się po nie sięga. Być może dlatego, że siła ich oddziaływania, mimo upływu czasu, nadal jest duża i tkwi w świadomości wielu. Wsparta na wielowiekowej tradycji obserwacja zmian w przyrodzie i czerpana na tej podstawie wiedza pozwala układać mniej lub bardziej znajdujące odbicie w rzeczywistości prognozy. Zwiastuny rychłej zmiany pogody - Kiedyś takie umiejętności nabywano dzięki temu, że dużo czasu spędzało się na łonie natury. Ludzie potrafili obserwować, odczytywać i analizować pewne symptomy. Właśnie dzięki temu wiedzieli, jaka będzie pogoda - wyjaśnia góral-synoptyk. Z wyjątkową dokładnością obserwowali zwłaszcza zwierzęta. - Od dawna wiadomo było na przykład, że jeśli dzika zwierzyna oddalała się od lasów i zbliżała bliżej gospodarstw, gdzie szukała pożywienia, to zwiastowało to rychłą zmianę pogody. W ciągu dwóch, trzech kolejnych dni robiło się deszczowo, ponuro i brzydko - dodaje. Wiele zdradza też zachowanie pasącego się na łąkach bydła. - Jeżeli po zachodzie słońca od razu schodziło ono z pastwisk, to wróżyło to dobrą pogodę na następny dzień. Gdy jednak zwierzęta nadal chciały być wypasane i nie przestawały skubać trawy, oznaczało to, że należało się liczyć ze zmianą aury. Oczywistym stawało się wówczas, że nazajutrz albo w kolejnych dniach będzie deszczowo i pochmurno. Nie od dziś bowiem wiadomo, że zwierzęta potrafią "wyczuć" nadchodzące zmiany w pogodzie. Często odczytują to szybciej i precyzyjniej od ludzi. Najstarsi górale wiedzą też, że wszelkie wahania i zmiany w pogodzie przynosi ze sobą wiatr.Te najbardziej znaczące oczywiście zwiastuje halny - podsumowuje. Szalejący w ubiegłym tygodniu wiatr halny, który osiągał w porywach nawet do 140 kilometrów na godzinę, zimy w Polsce jednak nam nie przyniósł. Najcieplejsza zima w historii meteorologii Póki co grudzień obdarza nas stosunkowo wysokimi, dodatnimi temperaturami i skąpi nam śniegu. By jednak pocieszyć miłośników białego szaleństwa i zimowych klimatów, warto podkreślić, że z takim psikusami aury mieliśmy do czynienia już w latach ubiegłych więc nie jest to żadnym wyjątkiem. Grudzień 2011 roku - mimo że przeważnie na plusie - rekordowo ciepły jednak nie jest. Najcieplejszą w historii polskiej meteorologii była zima 2006/2007. Wówczas opady śniegu, które utrzymały się dłużej, pojawiły się dopiero w lutym. Co prawda wcześniej odnotowano "śniegowe incydenty", ale były one krótkotrwałe. Bywały także zimy wyjątkowo srogie Pod względem temperatur nadal w czołówce jest zima z przełomu 1989 i 1990 roku. Wtedy to właśnie w Tarnowie19 grudnia odnotowano 19,5 st. Celsjusza, a 25 lutego aż 20,6 st. Celsjusza! Na kartach historii zapisały się także zimy wyjątkowo srogie. Najzimniejszy w historii całej meteorologii był luty 1929 roku. Temperatura spadła wówczas do minus 42 st. Celsjusza w Czechowicach-Dziedzicach (woj. śląskie), minus 45 st. Celsjusza w Rabce (woj. małopolskie) i minus 40,9 st. C w Żywcu (woj. śląskie). Rekordowo zimna pod względem temperatur i wyjątkowo długa była także zima na przełomie 1939 i 1940 roku. W Siedlcach na Mazowszu zanotowano wówczas minus 41,1 st. Celsjusza. Kolejny zimowy kataklizm miał miejsce na przełomie 1962 i 1963 roku. Tęgie mrozy i śnieżyce zamykały wówczas szkoły i fabryki, a śnieżyce paraliżowały ruch na ulicach. Podobna sytuacja zaistniała pod koniec 1978 roku, gdy śnieg zasypał cały kraj do tego stopnia, że na drogi musiały wyjechać czołgi.