Proces dotyczy pozwu, jaki o ochronę swoich dóbr osobistych złożył do sądu krakowski adwokat Ryszard Rydiger przeciwko wydawnictwu Arcana, które wydało książkę Zyzaka "Lech Wałęsa. Idea i historia". Adwokat twierdzi, że książka ta "obraża jego dobra osobiste, czyli pamięć o symbolu, którym jest dla niego Lech Wałęsa - przywódca ruchu Solidarności, lider niosący wiarę, symbol Polski demokratycznej i niepodległej". W pozwie adwokat domaga się od wydawnictwa zamieszczenia ogłoszenia z przeprosinami za naruszenie jego "dobra osobistego, jakim jest jego pamięć i szacunek dla Lecha Wałęsy", do czego doszło "wskutek zawarcia w publikacji książkowej sugestii mogących wywołać u czytelnika wrażenie, iż Pan Lech Wałęsa jest osobą niegodną szacunku oraz wywołać wrażenie, że wszystkie te osoby, w tym powód, dla którego osoba p. Lecha Wałęsy jest symbolem demokratycznych przemian w Polsce, są osobami niegodnymi szacunku, śmiesznymi, podejrzanymi, osobami o wątpliwej wartości intelektualnej". Chce także stwierdzenia, że "sugestie tego typu są nieprawdziwe". Ponadto domaga się 10 tysięcy złotych zadośćuczynienia na rzecz Fundacji Instytut Lecha Wałęsy. Adwokat zamieścił wzór pozwu i apel w internecie, aby osoby, które również poczuły się urażone treścią publikacji, przesyłały swoje pozwy do krakowskiego sądu. Według pełnomocnika pozwanego wydawcy mec. Ryszarda Raźnego należy wstępnie rozważyć kwestię, "czy w świetle obowiązującego prawa, literatury naukowej, autorytetów prawniczych i orzecznictwa powodowi przysługuje prawo do ochrony dóbr osobistych w tej sytuacji". - W odpowiedzi na pozew wyraziłem stanowisko, że mojemu koledze mec. Ryszardowi Rydigerowi, jak każdemu obywatelowi, nie przysługuje ochrona prawna, jeżeli jego dobra nie zostały naruszone. Przecież w książce o Lechu Wałęsie, a szczególnie w tych fragmentach, które zostały dołączone do pozwu, nikt nie wymienił nazwiska pana Rydigera - powiedział po rozprawie Raźny. Dodał, że, "naruszenie, jeśliby w ogóle zastanawiać się nad tym, mogłoby dotyczyć Lecha Wałęsy". -Posiadanie własnego poglądu na postać Lecha Wałęsy nie daje uprawnień do występowania do sądu z roszczeniem o naruszenie własnych dóbr osobistych - podkreślił. - Doszłoby do parodii. Przecież od szkoły podstawowej uczymy się o różnych postaciach historycznych, które albo się podobają, albo nie. Ale jakiekolwiek określenie ich nie daje podstaw innym osobom do występowania do sądu z roszczeniem o naruszenie ich własnych dóbr osobistych. Gdyby tak było, to naród polski cały by się procesował - zaznaczył adwokat. Z kolei w ocenie mec. Rydigera, jego pozew to "cegiełka w budowaniu społeczeństwa obywatelskiego. Pytanie o wytrzymałość, protest przeciwko inwektywom, które po pewnym czasie stają się normą". - Niewątpliwie trzeba postawić tamę bezkarnemu pomawianiu ludzi. W życiu publicznym należy mówić prawdę, nie rzucać inwektyw, nie oszukiwać - powiedział dziennikarzom Rydiger. Powołał się przy tym na własne ustalenia, że widniejące w książce jako wydawca Wydawnictwo Acana nie istnieje. - To nie żadne wydawnictwo, tylko zwykła spółka handlowa Arcana, która podaje nazwę nie istniejącą, choć co prawda nobilitującą - powiedział adwokat. Wyjaśnił również, że jeden z jego wniosków dowodowych dotyczy powołania biegłego z zakresu socjologii, który by określił, czy przekonanie o tym, że Lech Wałęsa jest symbolem walki o wolność, jest oderwane od rzeczywistości, czy też podziela je większość Polaków. Książka "Lech Wałęsa. Idea i historia" jest oparta na obronionej w czerwcu 2008 r. na Uniwersytecie Jagiellońskim pracy magisterskiej Zyzaka. Jej promotorem był dr Andrzej Nowak - redaktor naczelny krakowskiego miesięcznika "Arcana". Książka została wydana przez wydawnictwo Arcana. Publikacja wzbudziła wiele kontrowersji. Autor napisał w niej m.in., że b. przywódca Solidarności był agentem SB i w czasach młodości miał nieślubne dziecko, "sikał do kropielnicy" i "był nożownikiem z kompleksem Edypa". Lech Wałęsa skrytykował tę publikację i zapowiedział m.in., że jeśli instytucje państwowe ostatecznie nie wyjaśnią zarzutów o jego agenturalne związki z SB, zrezygnuje z udziału w uroczystościach rocznicowych, odda nagrody, a nawet wyjedzie z kraju. Naukowcy zarzucali autorowi książki m.in., że nie powołuje się na udokumentowane źródła, co powinno być wymogiem pracy naukowej.